niedziela, 28 czerwca 2020

czwarty

    Wciągnęłaś głośno oddech, napotykając na sobie intensywne, przeszywające spojrzenie szefa, który przechadzał się korytarzem zapewne zmierzając po kubek małej czarnej. Przymknęłaś powieki i przywarłaś biodrami do drewnianej powierzchni biurka, zastanawiając się nad swoją obecną sytuacją. Naprawdę lubiłaś tą pracę, ale odkąd się tutaj zjawiłaś to twoje relacje z Fornalem drastycznie się oziębiły. Nie chciałaś, aby twoje ambicje czy kariera przekładały się na życie uczuciowe, a tak niestety było coraz częściej. Westchnęłaś i opadłaś na pikowany, biurowy fotel, prostując na nim plecy. Przyciągnęłaś do siebie laptopa i badawczym wzrokiem śledziłaś linijka po linijce nadesłany przez twoją koleżankę tekst. Sięgnęłaś po imienny kubek jaki otrzymałaś od Kochanowskiego, w którąś miesięcznice i zatopiłaś wargi w jasnym napoju, rozkoszując się posmakiem mlecznej pianki ukochanej Latte Macchiato. Choć ona na moment sprawiała, że zapominałaś o ciężarze codziennych problemów. Po trzech godzinach pracy przy monitorze na moment poderwałaś się z fotela i podreptałaś do sporych rozmiarów okna, rozciągając się leniwie. Nie tak wyobrażałaś sobie tą przeprowadzkę, wspólne życie z Tomkiem. Miało wam się układać bez wszelkich komplikacji. Mieliście sobie bezgranicznie ufać, nie wątpić w swoje słowa, nie podważać ich. Tymczasem przyjmujący obawiał się, że po raz kolejny go zranisz. Tym razem ulegając naporom swojego szefa. Prychnęłaś pod nosem oburzona jego  postrzeganiem cię. Jak w ogóle mógł tak myśleć? Zmieniłaś dla niego otoczenie, opuszczając ukochaną przez ciebie wiecznie tętniącą życiem Warszawę, porzuciłaś dla niego dotychczasową pracę, przenosząc się do znacznie mniejszego miasta, gdzie nie miałaś gwarancji zatrudnienia, ale uczyniłaś to z miłości do niego, a on wierzył, że jakiś obcy facet może mu cię zabrać.
    - To niedorzeczne. - mruknęłaś pod nosem, siadając z powrotem w biurowym fotelu.
Wciągnęłaś się w wir pracy i nawet nie zauważyłaś, kiedy kończyłaś zmianę. Zebrałaś z podłogi swoją torebkę i zamknęłaś biuro, ruszając w kierunku wyjścia z budynku. Wtem na swojej drodze napotkałaś szefa, który poprosił cię do swojego gabinetu. Przewróciłaś oczami, ale posłusznie powędrowałaś za nim. Zatrzasnął  za tobą drzwi i wskazał ci fotel naprzeciw siebie. Sam natomiast stanął naprzeciw ciebie i zaproponował ci udanie się na jeden z najbliższych meczy jastrzębian, co tylko było wymówką do tego, aby zaciągnąć cię do swojego gniazda. Nagle jego dłoń znalazła się na twoim okrytym jedynie cienkim materiałem rajstop udzie. Przełknęłaś głośno ślinę, nie zrywając jednak kontaktu wzrokowego z mężczyzną. Miałaś nadzieję, że zaraz przestaniesz czuć jego dotyk. Jednak jego ręka wędrowała coraz wyżej, a w twoich oczach zaczęły gromadzić się łzy. Pośpiesznie poderwałaś się z krzesła i wybiegłaś z gabinetu sparaliżowana zachowaniem twojego szefa. Zlekceważyłaś wypalające twoją sylwetkę spojrzenia pozostałych pracowników redakcji, gdy na wysokich szpilkach sprintem przemierzałaś korytarz budynku. Po prostu miałaś stąd uciec, choć wiedziałaś, że on cię nie goni. Po twoich policzkach spływały słone łzy, pociągając za sobą czarne smugi tuszu do rzęs. Drżałaś. Dygotałaś się i powodem tego nie był niedopięty, długi płacz, lecz emocje jakie tobą targały, Leno. Co jeżeli byś tam została? Posunąłby się za daleko? Skrzywdziłby cię? Wolałaś o tym nie myśleć, ale mimowolnie twój umysł nawiedzały takie obawy. Miałaś o tym powiedzieć Fornalowi, który i tak się od ciebie odsunął?
    - Kuba? Cześć. Jest może  Ania? -wysiliłaś się na neutralny ton głosu, choć spazm wciąż miał władzę nad twoim ciałem.
    - Hej, hej. Jasne, już ci ją daje.- usłyszałaś w słuchawce ten pełen ciepła głos. - Cześć Lenka. Słucham cię.- po chwili zastąpił go kobiecy.
    - Mogłabyś po mnie podjechać pod pracę? Muszę ci się wygadać, bo zwariuję.- zaszlochałaś do słuchawki.
    - Moja biedna. Co ci się stało? Będę za kilka minut.


***


Znacie to ssanie w żołądku, gdy spychacie na bok własną dumę i jesteście o moment od wyciągnięcia ręki na zgodę, gdy pomimo własnego rozdarcia godzicie się powiedzieć, że to była wasza wina tylko dla powrotu do normalności, którego tak cholernie wam brakuje? Siedzę przed tym samym bełchatowskim blokiem, pod którym zastałem ją kiedy po raz pierwszy przyleciała do Polski i mogę przysiąc, że to była moja Wigilia bo mimo braku śniegu czułem, że dostałem ten swój wymarzony prezent, zawinięty w puchową kurtkę i kilka innych warstw odzieży, który potem zdejmowałem patrząc jak na jej bladej skórze odbijają się świąteczne lampki. Siedzę przed tym samym blokiem, na tej samej ławce i obracam telefon w dłoniach od dłuższej chwili, bo mam coraz więcej wątpliwości czy chcę się godzić, bo nadal brzmią mi w uszach słowa Tomka, że ona kiedyś znowu mnie zostali ale z drugiej czy gdybyśmy nie byli sobie przeznaczeni to ona wtedy przyszłaby na ten finał, czy czekałaby za mną tuż przy bandach, czy traciłaby krocie na bilety lotnicze? Wybieram w końcu jej numer czując wibracje w każdej części ciała, nawet nie wiem czy się denerwuję, ale w końcu przestałem analizować reakcje swojego ciała na chociażby pojedynczą myśl na temat brunetki; wsłuchuję się w kolejne sygnały i umieram wewnątrz marząc o usłyszeniu jej głosu nawet mówiącego mi, że mam spadać, bo przecież wszystko jest lepsze od cichy, która dobija się zewsząd po wysyntetyzowanym ‘wybrany abonent jest nieosiągalny’ - próbuję kolejny raz powiedzieć to przepraszam, chociaż coraz mniej wierzę, że to coś zmieni. Przeklinam w duchu to, że znowu się zaangażowałem chociaż to miało być tylko na chwilę, na kilka nocy, bez zobowiązań i bez tych wizualizacji pierścionka, który wkładam na jej palec gdzieś pośrodku niczego. Wybieram jej numer jeszcze kilkadziesiąt razy, jeszcze kilkadziesiąt razy słyszę ten sam komunikat i czuję, że jestem przy granicy. Siebie, ciebie, nas. 
    - Dzień dobry - słyszę dziewczęcy głos i dostrzegam szeroki uśmiech Zuzy, która właśnie otwiera drzwi klatki ciągnąc za sobą swojego labradora. - Lub dobry wieczór, bo nigdy nie wiem co powiedzieć - śmieje się niezręcznie poprawiając czerwoną smycz. - Arizona, rusz się.
Zerkam na biszkoptowego psa, który wpatruje się we mnie ciemnymi oczami i wyciągam w jej kierunku rękę, którą wącha przez chwilę i przesuwa się tak, żebym mógł ją pogłaskać. 
    - Cześć - odpowiadam w stronę jej właścicielki, która nadal uśmiecha się w moją stronę i przez moment, dosłownie przez moment wydaje się, że ten uśmiech mógłby rozświetlić nie tylko moje życie, ale życia wszystkich dookoła studentki. - Śliczny z ciebie piesek - drapię suczkę za uchem widząc jak coraz mocniej macha ogonem i nie mogę powstrzymać uśmiechu. 
    - Głaskanie psa obniża poziom stresu - rzuca nagle dziewczyna poważniejąc, a gdy nasze spojrzenia się łączą dodaje unosząc wolną dłoń do góry: - Czy jakoś tak, ale Arizona zawsze wyczuwa gdy mam jakieś problemy.
    - Sugerujesz, że mam jakieś problemy? - pytam trochę zaczepnie unosząc brew i ciężko mi powstrzymać cisnący się na usta uśmiech, gdy Zuzanna cała się czerwieni próbując ukryć twarz gdzieś w chuście, którą ma zawiązaną wokół szyi.
Nie dopuszczam do siebie myśli jaki ogrom radości dało mi wprawienie w zakłopotanie mojej młodej sąsiadki, jednak po chwili zaczerwienienie mija, a jej drobne ciało siada tuż obok nie na ławce głaszcząc Arizonę po pysku aż ta przymyka oczy. 
    - Wyglądasz na kogoś kto miał po prostu sporo do przemyślenia - czuję jak przenosi wzrok na moją osobę i mogę przysiąc, że gdyby nie chłodny wiatr sam byłbym się zaczerwienił od intensywności jej spojrzenia. - Mogę ci pożyczyć Ari jak chcesz - teraz to ona posyła mi pełne pewności spojrzenie i nonszalancki uśmiech - Wyprowadzisz ją, więc ja będę mogła wrócić pod ciepły kocyk, ty się będziesz mógł wygadać, a ona cię nie osądzi - wzrusza ramionami - Doradzić też pewnie nie doradzi, ale może tylko nie ze mną nie chce rozmawiać. 
    - Tak to sobie wymyśliłaś? - śmieję się po chwili czując jak tą krótką wymianą zdań przełamaliśmy jakąś barierę. Czuję jak wpatrują się we mnie nie tylko te psie oczy ale również para zielonych oczu należących do dziewczyny siedzącej obok mnie. - A co jak już jej nie oddam?
    - Wiem gdzie mieszkasz - śmieje się a ja nieśmiało sam przed sobą przyznaję się, że mógłbym słuchać tego dźwięku częściej. - Gdzie pracujesz i takie tam, to ty masz zbyt dużo do stracenia, panie sąsiedzie. Tylko nie wiem czy Arizona nie umrze z tęsknoty za mną. - odrzuca za plecy włosy nadal uśmiechając się w moją stronę. 
Nie wiem ile minut siedzimy w ciszy uśmiechając się do siebie i głaskając nadal merdającą ogonem suczkę ale w pewnym momencie stwierdzam, że może pomysł opowiedzenia swojej historii temu uroczemu zwierzęciu, którego pysk spoczywa na moich kolanach nie jest wcale taki zły. 
    - Zrobię wszystko żebyś ty przeżyła bez niej tę godzinkę - śmieję się widząc jak prycha obruszona rozbawiając mnie jeszcze bardziej, ale zaczyna mi tłumaczyć co i jak, kiedy mam ją odpiąć i gdzie ta piękna dama lubi biegać najbardziej. Kiwam głową na znak, że zrobię wszystko według jej instrukcji kiedy rozlega się dźwięk nadchodzącego połączenia, a ja nawet nie wiem dlaczego widząc na ekranie telefonu to imię, które tak bardzo chciałem jeszcze niedawno zobaczyć klikam czerwoną słuchawkę i czuję niewyobrażalną ulgę.
    - Jak masz już plany to sama ją wyprowadzę - mówi zmieszana widząc jak wpatruję się w wyłączony już ekran telefonu. - Jakoś przeżyję.
Patrzę w jej oczy przepełnione radosnymi ognikami, spoglądam na czerwoną smycz, którą trzymam w rękach, na biegającą dookoła moich nóg Arizonę i zadaję pytanie, które wydaje mi się najbardziej naturalne ze wszystkich, które mógłbym w tym momencie zadać:
    - A może pójdziesz z nami?

***

    Blondynka po raz kolejny w ciągu ostatniego czasu deprymowała cię swoją niepunktualnością. Powinna być w domu piętnaście minut temu i przyrządzać jedzenie dla waszej pociechy, ale zamiast tego to ty przesiadywałeś z Aleksandrem w salonie i obserwowałeś jak próbuję rzucać piłką. Mimowolnie kąciki twoich ust wznosiły się ku górze, kiedy przyglądałeś się poczynaniom syna, lecz wolałbyś wiedzieć, gdzie podziewa się twoja dziewczyna. Zawsze stawiała się w wyznaczonym miejscach na czas. Nie znosiła się spóźniać i zdarzało się jej to naprawdę znikomo, ale gdy już miało  miejsce wylewnie cię przepraszała. Teraz nawet nie raczyła cię zaszczycić głupią, krótką wiadomością czy telefonem. Irytacja narastała w tobie z każdą minutą. Co takiego się z nią działo przez ostatnie dni? Dlaczego ciągle się mijaliście? Dlaczego nie rozmawialiście tak jak kiedyś? Westchnąłeś głośno, zmęczony tą plątaniną myśli jakie co rusz cię nawiedzały. Przetarłeś dłońmi twarz i podskoczyłeś delikatnie na sofie, gdy twoje uszy zaatakował trzask drzwi.
    - Mama!- wydobyło się z ust małego Fornala, który ruszył pędem w kierunku wejścia do domu.
    - Cześć skarbie.- usłyszałeś jej melodyjny głos i zobaczyłeś jak przykuca, aby musnąć waszego syna ustami w czoło. - Posłuchaj, ja...- rozpoczęła, lecz jej momentalnie przerwałeś.
    - Gdzie ty byłaś? Lena, co się z tobą ostatnio dzieje?-poderwałeś się z kanapy i przystanąłeś naprzeciwko niej, lustrując ją uważnie wzrokiem. - Dobrze, że się wyrobiłaś, bo niebawem mam trening i Olek nie miałby z kim zostać. - dodałeś szorstko.
    -Spotkałam się z Anią po pracy. Przepraszam za spóźnienie. Zapomniałam ci napisać, ale to było coś naprawdę pilnego.- mówiła skruszona, zdejmując buty ze stóp.- Co chcecie na kolacje?-posłała wam pełen ciepła uśmiech.
Prychnąłeś pod nosem. Myślała, że wynagrodzi ci denerwowanie się jedzeniem. Naprawdę ostatnimi czasy jej nie rozumiałeś. Może mieliście kryzys? A może twoja matka miała rację? Odpędziłeś od siebie te myśli i odwzajemniłeś jej przelotny, subtelny pocałunek jaki złożyła na twoich ustach, mijając cię w drodze do kuchni. Sunąłeś za nią wzrokiem i zauważyłeś, że nie tryska energią jak zazwyczaj. Jej zapał gdzieś uleciał, a jej oczy były tak cholernie rozbiegane, zamglone i pozbawione blasku. Coś wyraźnie nie było w porządku. Usadowiłeś syna na kanapie, włączając mu bajkę na plazmowym ekranie i popędziłeś do kuchni. Zamknąłeś drobne ciało dziennikarki w solidnym uścisku, przymykając powieki i wdychając jej zapach. Dopiero wówczas dotarło do ciebie jak bardzo brakowało ci jej bliskości, ale jak sam pozwoliłeś na to by się od ciebie oddaliła.
    - Co się stało, kochanie? Powiedz mi.- poprosiłeś, składając pocałunek na jej lekko zaróżowionym policzku.
    - Nie mogę, Tomek.- odwróciła się, odkładając nóż na deskę i spoglądając ci prosto w oczy.
    - No tak. Przecież wolisz sama walczyć z problemami, a później się dziwisz, że się od siebie oddalamy. Klasyk.- odparłeś ozięble, odsuwając się od niej. - Zjem na mieście. Cześć. - warknąłeś, zgarniając kluczyki do samochodu i treningową torbę.
Zatrzasnąłeś za sobą drzwi, słysząc za sobą jak przeciąga twoje imię, lecz zlekceważyłeś to. Tak jak ona czyniła to z tobą, nie chcąc powiedzieć ci prawdy.

***

ret: Dawno nas tu nie było, ale tyle się działo - skończyłam szkołę #BrawoJa i wiecie jak to jest na kwarantannie - wow w końcu znacie wszystkie kobiety naszego Jakuba. Jakieś typy? Bo moje serce skradła Arizona!

Fornalove: Ola się nieźle spisała jak zawsze, co niekoniecznie można powiedzieć o mnie, ale na swoją obronę mam, że chwilo brakło mi na nich weny i było ciężko :D Czy Tomek w końcu pozna prawdę? Okaże się za jakiś czas ;) Pozdrawiam i do zobaczenia ;*

1 komentarz:

  1. Szef Leny najwyraźniej obrał ją sobie za cel, a ona nie wie, co powinna z tym zrobić. Z jednej strony ją rozumiem, bo która z nas wiedziałaby, jak o czymś takim mówić? A z drugiej... Jego zachowanie jest karygodne i nie powinien myśleć, że coś takiego ujdzie mu na sucho. Może Lena powinna się przełamać i wyznać Tomkowi prawdę? Bo on czuje, że coś jest nie tak, a to tylko oddala ich od siebie. Za długo walczyli o to, co teraz mają, by to zaprzepaścić.
    Kuba jak najszybciej powinien się uwolnić od tej toksycznej relacji z Jagodą. Zdaję sobie sprawę, że łatwiej powiedzieć, niż wykonać, ale on się po prostu męczy i nie wie, co zrobić ze swoim życiem. A nie tak to powinno wyglądać. Powinno wyglądać tak jak z Zuzą ^^ Z miejsca polubiłam dziewczynę i jej psa i jestem święcie przekonana, że ona dałaby Kubie o wiele więcej szczęścia :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń