Strony

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

szósty

Chodź na moment odciąłeś się od gwaru panującego wewnątrz jastrzębskiej hali i tony gratulacji przekazywanej ci w każdy możliwy sposób, a mianowicie przez dziennikarzy, najwierniejszych fanów czy multum SMS'ów lub wiadomości na portalach społecznościowych, od których twój telefon ciągle wibrował i cholernie się nagrzewał. Teraz pragnąłeś jedynie ten sukces celebrować w gronie rodziny. Może nie w pełnym składzie, bowiem odepchnąłeś od siebie najbliższą ci osobę, ale czułeś, żę tak będzie lepiej, że zrozumie swój błąd, co zaowocuje w przyszłości. Choć już powoli zaczynałeś żałować swojej decyzji i wyglądałeś zza szyby lokalu w centrum miasta, łudząc się, że do tej szalonej głowy twojej dziewczyny zawita pomysł, że właśnie tutaj przebywasz.  Potrząsnąłeś głową, otrząsając się z letargu i spoglądałeś z lekkim uśmiechem na Aleksandra, który ubrudził sobie usta czekoladową polewą od gorącego napoju. Postanowiłeś godnie go nagrodzić za tak żywiołowy i rozległy doping na obiekcie sportowym w tej jakże ważnej dla ciebie i twojej kariery chwili. Zaśmiałeś się z jego zapału co do wypicia kakao, które sam w młodzieńczych latach uwielbiałeś i przeniosłeś wzrok na blondynkę, która także podziwiała twoją małą wersję z serdecznym uśmiechem wymalowanym na ustach. Po mimo, że pomiędzy wami nadal nie było tak jak dawniej zdecydowałeś się od niej nie odsuwać, wykazać się zrozumieniem co do jej osoby i nawet ci się to udawało Tomku, lecz do czasu. 

-Rozstaliście się z Leną, prawda?- zatopiła wargi w ciepłej cieczy wuefistka. 

-Słucham?!- zatrzepotałeś rzęsami z oniemienia. -Skąd ci to przyszło do głowy?- oburzyłeś się.

-Sama nie wiem. Może dlatego, że po meczu do niej nie podszedłeś, a zawsze to robiłeś, synu.- wzruszyła ramionami, zgrywając obojętną, ale ty byłeś przekonany, że wewnątrz odprawiała taniec radości z powodu waszego domniemanego rozstania.

-To nie twoja sprawa.- warknąłeś.- Olek, musimy wracać. Mama się pewnie za nami stęskniła już.- mruknąłeś, spoglądając wymownie w stronę krakowianki.

Blondyn posłusznie narzucił na siebie kurtkę spoczywającą na oparciu siedzenia i odprowadzał wzrokiem suwak, który podciągnąłeś mu pod samą szyję.  Lena nie darowałaby ci, gdyby się przeziębił, a na dworze zdążyło się już znacznie oziębić. Nasunąłeś mu na głowę czapkę i przywołałeś do stolika kelnerkę, prosząc o rachunek. Po przyłożeniu karty kredytowej do terminala oraz otrzymaniu paragonu poderwałeś się z miejsca i okryłeś kurtką. 

-Tomek, daj spokój.- wypowiedziała błagalnym tonem.- Nie możesz przywyknąć do tego, że za nią nie przepadam?

-Może i mógłbym, ale fakt, że cieszysz się z tego, że się nam ostatnio nie układa jest absurdalny. Pozdrów ojca.

Po tych słowach zatrzasnąłeś za sobą drzwi lokalu i chwyciłeś za małą dłoń synka, prowadząc go w kierunku klubowego samochodu. Po zapięciu mu pasów zameldowałeś się na miejscu kierowcy i przymknąłeś powieki, aby się uspokoić.  Dlaczego to wszystko musiało być tak cholernie skomplikowane? Dlaczego nie mogłeś być nadal tym wesołym, błogim dzieciakiem, dla którego wszystko było tak banalne? Chciałeś czasami powrócić do czasów, kiedy wparowywałeś do czterech ścian Zawadzkiej i dawałeś się ponieść chwili, nie przejmując się konsekwencjami swoich wyborów.  Z powodu jednego z nich musiałeś teraz użerać się z niezadowoleniem swojej matki oraz skrywaniem tajemnicy przez twoją ukochaną. Drżałeś ze złości na swoją rodzicielkę i jedynym o czym marzyłeś w obecnej chwili to zatopić się w wargach swojej ukochanej i utonąć w jej objęciach. Dlatego też z piskiem opon włączyłeś się do ruchu drogowego i zerknąłeś w lusterko wsteczne, posyłając ciepły uśmiech w kierunku swojego potomstwa. Olek zmęczony emocjami dzisiejszego dnia, których zapewne multum dostarczył mu twój mecz wsparł czoło o taflę szkła i przymknął powieki. Już po kilku minutach byłeś pewien tego, że śpi, gdyż wydawał z siebie ciche pochrapywanie, na co lekko się zaśmiałeś. Zaparkowałeś pod znajomym ci budynkiem, zastanawiając się czy zastaniesz tam Lenę i z dzieckiem na rękach wkroczyłeś do mieszkania kilka chwil później. Zawadzka okupywała kanapę w salonie owinięta szczelnie polarowym kocem i popijała kieliszek szkarłatnej cieczy, wpatrując się tempo przed siebie. Sytuacja z hali dotknęła ją mocno i w tym momencie właśnie to do ciebie dotarło. Nawet zalały cie przez moment wyrzuty sumienia, lecz szybko odpłynęły. Miałeś prawo być wściekły na jej wcześniejsze zachowaniem, ale prawda jest taka, że zdążyłeś się za nią stęsknić i racjonalne myślenie z każdą chwilą słabło. Odniosłeś małego do jego zacisza, okrywając go szczelnie kołdrą i  po złożeniu na jego czole przelotnego pocałunku zameldowałeś się w centrum mieszkania. Nachyliłeś się nad dziennikarką i nawiązując z nią kontakt wzrokowym zmniejszałeś pośpiesznie dzielący was dystans. Słowa były zbędne.  W końcu twoje wargi zacisnęły się na jej gładkich ustach, miażdżąc je solidnie. Nie protestowała. Wiedziała, że oboje tego potrzebowaliście, że byliście spragnieni siebie nawzajem. Wyciągnąłeś szklane naczynie z jej dłoni i odstawiłeś je na stół, napierając na nią jeszcze bardziej. Chciałeś znaleźć ujście twoich emocji. Pozbyć się nagromadzonej irytacji w twoim dwumetrowym ciele, a ona była na to najlepszym sposobem, a przede wszystkim była najbliżej. Już dawno nie czułeś pomiędzy wami takiej chemii, namiętności. A może też nie mieliście czasu dla siebie nawzajem, gdyż pojawił się Aleksander? Wasze języki odnalazły wspólny rytm, a twoje dłonie rozpoczęły zsuwanie koca, aby chwilę później zanurkować pod swetrem blondynki. Opuszkami palców wybadałeś obszar tyłu jej biustonosza i pośpiesznie rozpiąłeś haftki. Zawadzka zarzuciła dłonie na twoją szyję i oplotła nogami twój pas, krzyżując łydki za twoimi plecami. Ten gest ci wystarczył. Był niczym zachęta. Ująłeś w dłonie jej pośladki pokryte materiałem ciemnych spodni i podniosłeś ją z kanapy. Miażdżąc jej wargi żarłocznymi pocałunkami przemieszałeś się wraz z nią w kierunku sypialni. Przywarłeś jej ciałem do ściany i jednym ruchem zdarłeś z niej górną partię ubrań wraz z rozpiętym chwilę wcześniej stanikiem. Ustami zsunąłeś się na wrażliwą skórę jej szyi, obsypując ją mokrymi śladami, przemieszałeś się w dół.  Chwilę uwagi poświęciłeś także jej piersiom, drażniąc koniuszkiem języka ich najwrażliwszą część. Jej czekoladowe tęczówki rozbłysnęły dzikością i pożądaniem, prosząc o więcej, a ty nie miałeś innego wyjścia jak te prośbę spełnić. Chwyciła cię przy pomocy dłoni za gęste włosy i przesunęła twoją głowę ku dołowi. Mimo to doskonale widziałeś jej rozchylone usta, które na przemian się otwierały i przymykały pod wpływem dostarczanej rozkoszy. Czubkiem nosa wodziłeś po linii jej brzucha, aby po chwili zsunąć z jej bioder spodnie. Przez materiał koronki owiewałeś ciepłym oddechem jej kobiecość i czułeś jak zaciska w dłoniach twoje ciemne kosmyki, niecierpliwiąc się. Łaknąłeś doprowadzić ją do granicy wytrzymałości. Do rozpaczliwej potrzeby twojego dotyku, bliskości i chyba szło ci coraz lepiej, Tomku. Tak bardzo zająłeś się jej osobą, że dopiero teraz spostrzegłeś, że ty nadal jesteś kompletnie ubrany. Lena jakby wyczytała ci to w myślach i szybkim ruchem ściągnęła twoją bluzę, pozwalając sobie opuszkami palców zarysowywać twoje mięśnie. Chwilę później zwiedziłeś dłońmi oraz ustami każdy zakamarek jej ciała, wdychając do nozdrzy jej obłędny zapach. Unikalną woń jej ciała, która przeznaczona  była tylko dla ciebie. Pomyśleć, że kiedyś dzieliłeś się nią z twoim najlepszym przyjacielem. Na myśl, że było mu kiedyś dane napawać się jej zapachem mocniej zacisnąłeś dłonie na krawędzi łóżka i powoli opuściłeś się na jej drobne ciało. W końcu jednym, sprawnym ruchem wemknąłeś się do jej zakamarków i wnikliwie siwo-błękitnymi tęczówkami obserwowałeś jej twarz oblewaną przez pot oraz różnorakie emocje. Zaskoczenie twoim pewnym początkiem waszego szczytowania, błogość z powodu zasmakowania po długim odwyku twojej bliskości oraz ulgę, że po mimo złych chwil w tym elemencie nadal pozostawaliście zgrani.  Przez moment poczułeś się jak dawniej. Jakbyś ją tylko pieprzył bez wszelkich uczuć, aby znaleźć ujście buzującym w tobie emocjom, wyżyć się, ale ty już nie byłeś tym młodym chłopakiem łaknącym ognistego romansu. Teraz byłeś jej najcenniejszym w życiu mężczyzną. Jej rozległy krzyk spowity twoim imieniem przeciął mistyczną ciszę przerywaną jedynie odgłosem waszych obijających się o siebie bioder oraz cichego sapania, a twoje tęczówki zajrzały głęboko w jej ciemne oczy okryte szczęściem i błogością. Złączyłeś wasze usta w namiętnym, długim pocałunku i splotłeś wasze dłonie na znak tego, że po mimo słabszych momentów jakie wkradły się do waszego wspólnego życia nadal byliście jednością. 

-Tomek...-wychrypiała blondynka, gdy twoja twarz znalazła się na sąsiedniej poduszce obok jej głowy. 

-Oboje tego potrzebowaliśmy.-wyszeptałeś, bawiąc się jej dłonią.- Kocham cię. 

-Ja ciebie też i zawsze tak już pozostanie.

***

Siedzę na kanapie obracają w dłoni telefon i nie umiem się na niczym skupić, staram się słuchać o czym mówi Dominika, która zapukała do moich drzwi kilka godzin wcześniej, słyszę jej podniesiony, rozdygotany z emocji głos jak przez mgłę, chociaż wiem, że pewnie wszystkie zdania, które kieruje w moją stronę mają sens jakoś mnie nie obchodzą. Czuję się jak ten niepijący alkoholik mieszkający naprzeciwko baru skąd co wieczór wylewa się grupa mniej lub bardziej nietrzeźwych ludzi. Kiedy coś mi się nie udaje znowu jestem na każde jej skinienie, bo tak jest łatwiej. Nie jestem teraz w stanie spojrzeć sobie w twarz a co dopiero w oczy tak bezbronnej osoby jaką jest bez wątpienia Zuzanna, może nie jestem gotowy na nic poważnego, może nadal choruję na Jagodę? Sam już nie wiem, a im bardziej się nad tym zastanawiam tym bardziej kręci mi się w głowie - mieszają mi się ich głosy, intensywności ich spojrzeń rzucanych w moją stronę. Nie umiem już określić co do kogo czuję, może ta fascynacja młodą studentką jest tylko chwilowa, może niepotrzebnie się tak bardzo zbliżyliśmy - teraz tylko usycham widząc jak samotnie spaceruje z Arizoną - raz nawet spotkaliśmy się w windzie i tak jak bardzo chciałem jej powiedzieć wszystko, że przepraszam, że się pospieszyłem, że jest dla mnie kimś ważnym to nie umiałem wykrztusić słowa. Przez całą drogę staliśmy w tej niezręcznej ciszy, a przecież jeszcze kilka tygodni wcześniej umieliśmy przegadać całą noc. Może to co czuję do Jagody jest głębokie, może nadal kocham ją tak mocno jak wtedy w Giżycku, gdy dopiero poznawałem jak smakuje dorosłe życie? Może po prostu przyzwyczaiłem się do jej ciała, że tu nic nie jest skomplikowane, że tak po prostu jest prosto. Wracam do rzeczywistości dopiero gdy dostrzegam rękę blondynki przez swoją twarzą.

  • Co ty miałeś w głowie? - nic nie boli mnie bardziej niż pogarda w głosie przyjaciółki, poczucie, że ją okłamałem, że nie powiedziałem jej wszystkiego od razu, że musiała dowiedzieć się przypadkiem.

  • Dominika - chwytam nadgarstek dziewczyny zanim zdoła wybrać numer ze spisu kontaktów, bo nie potrzebuję kolejnej umoralniającej gadki, nie jestem w stanie usłyszeć chociażby jednego wyplutego z odrazą słowa przez Kacpra na temat tego kim się stałem i dlaczego nie jestem taki jaki byłem kiedyś. Czy oni na prawdę nie potrafią pojąć, że trochę już w życiu widziałem, na kilku osobach się zawiodłem do tego stopnia, że wiara w ludzi przestała mnie bawić a zaczęła przerażać? Odganiałem myśli od tamtego wieczoru we Włoszech, od sytuacji sprzed kilku lat kiedy to prawie zostałem ojcem; uwierzycie w to, że w ostatniej szufladzie komody stojącej w mojej sypialni nadal leżą malutkie śpioszki. Sam nie wiem po co to sobie robię, po co katuję się wspomnieniami, po co chcę o tym wszystkim pamiętać; może to kwestia wyciągania lekcji z popełnionych błędów, ale czy miłość można nazwać błędem? czy zaufanie niewłaściwej osobie jest serio aż takie straszne? Przecież nie jestem potworem, nadal mam uczucia, może częściej je duszę w sobie, ale nadal je mam, prawda? Bo przecież nie mogłem sam siebie wyprać z resztek człowieczeństwa. Jakby dla potwierdzenia swoich ludzkich odruchów łapię wzrok mojej najlepszej przyjaciółki i pragnąc cokolwiek poczuć przyciskam swoje wargi do jej. 

Sam nie wiem czemu to robię, trochę, żeby sprawdzić czy to co poczułem po tym całym koszmarze z Leną było tylko przywidzeniem, a trochę, żeby się otrząsnąć, zacząć znowu żyć swoim własnym życiem, którego tak cholernie mi brakuje. Może to właśnie ona jest tą bezpieczną przystanią, której przez całe życie szukamy. Chociaż z całych sił chcę poczuć to magiczne coś, nie czuję nic, zupełnie nic - czuję się pusty.

- Ale ty jesteś durny, Kochanowski  - nie dziwię się, gdy mnie odpycha patrząc na mnie wręcz z obrzydzeniem, czy tak właśnie ludzie patrzą na potwora? Kręci z niedowierzaniem głową zabierając rzeczy ze stolika znajdującego się nad nami, a ja tak bardzo chcę coś powiedzieć, że głos więźnie mi w gardle. - Nie wiem co ci się uroiło w tym swoim mini-mózgu, ale to było już wybitnie głupie nawet jak na ciebie. - rzuca poruszona zakładając w pośpiechu buty, a jedyne na co ja się mogę zdobyć to głośne westchnięcie. - Ja teraz wychodzę, bo po pierwsze to było obrzydliwe, po drugie ty musisz najpierw sam to sobie poukładać, po trzecie -

- Doma - wpadam jej w słowo czując jak momentalnie gromi mnie wzrokiem - Przepraszam. 

Widzę jeszcze jak przewraca oczami uśmiechając się zszokowana, gdy zamykając za sobą drzwi odwraca się przez ramię w moją stronę. Wraz z dźwiękiem zatrzaskujących się drzwi nie czuję się wcale lepiej, krzyżuję ręce za głową czując się jak najgorszy człowiek na świecie, a skala mojej nienawiści do samego siebie wrasta jeszcze bardziej, gdy odpisuję na otrzymaną rano wiadomość o tym, że długowłosa brunetka znowu pojawiła się na polskiej ziemi. Za każdym razem mówiłem, że prędzej piekło zamarznie niż ja ponownie zatracę się w zapachu jej piżmowych perfum, ale splątując pościel między naszymi ciałami na hotelowym łóżku myślę, że może wieczne potępienie to wcale nie jest najgorszy pomysł.


***

r: mam wrażenie, że podzielam trochę ten mętlik w głowie Kuby, więc może łatwiej mi było to opisać. Mam nadzieję, że się chłopak ogarnie, bo wiecie są jeszcze inne rzeczy oprócz kobiet na tym świecie.

f: Hello ^^ Tomek też nie ma lekko, ale uległ potrzebie bliskości i wyładowania negatywnych emocji, więc stało się chwilowe a może stałe zbliżenie z Leną :P No, ale w kolejnym odcinku znowu będą komplikacje ^^ Happy Birthday dla Tytuska dzisiaj <3 Moja wspólniczka uznała, że 23. urodziny Tomeczka to dobra okazja do dodania rozdziału i oto jest :D Widzimy się we wrześniu ;*

piątek, 24 lipca 2020

piąty

 - Kryminał czy dramat? - pyta Zuza poprawiając się na fotelu. Potrzebuję chwili, żeby doszedł do mnie sens jej słów, jednak gdy rzuca mi wyczekujące spojrzenie marszcząc nosek wzruszam tylko ramionami, bo może ciężko w to uwierzyć, ale rodzaj filmu jaki zobaczymy jutro nie jest moim priorytetowym zmartwieniem. - Kuba, musisz coś wybrać - widzę jak przewraca oczami jednak zauważam te rozbawione iskierki w jej oczach, gdy po chwili wybucha śmiechem czym przywołuje do siebie śpiącego w korytarzu psa. 
 Przewracam oczami, bo przecież przez ostatnie dwa miesiące to ja byłem tym narzekającym, że studentka nie umie podjąć żadnej decyzji. Spoglądam z uśmiechem na uradowaną Arizonę, która sprawiła, że miałem ochotę ruszyć się z domu ba! suczka wraz z właścicielką namówiły mnie nawet do niedzielnego porannego biegania jeśli tylko byłem w Bełchatowie. Nie spodziewałem się, że tak szybko złapię z brunetką tak dobry kontakt, ale z dnia na dzień stało się jasne, że bawią nas te same rzeczy i możemy godzinami kłócić się o to czy turkusowy to bardziej zielony czy niebieski. Spędzaliśmy razem właściwie każdą wolną chwilę, zdarzało się nawet, że bawiłem się z Arizoną gdy Zuza uczyła się na kolejne zajęcia. Przyzwyczaiłem się do jej uczulenia na orzechy, do jej korzennych perfum, których zapach roznosił się po mieszkaniu przy każdym jej ruchu. Udało mi się nawet kilka razy namówić ją na wyprawę na mecz i pamiętam jak bardzo śmiałem się gdy próbowała pokazać mi, że zrozumiała podstawowe zasady gry w siatkówkę. 
 - Komedia romantyczna? - rzucam bezmyślnie przywołując do siebie labradora, który wskakuje na kanapę obok ciebie oczekując pieszczot. 
 - Udam, że tego nie powiedziałeś - rzuca chłodno, bo nie zdążyłem wam powiedzieć, że jeśli jest coś czego Zuzanna nie jest w stanie znieść z godnością to są właśnie to łzawe komedie romantyczne, bo ja mówi "na końcu i tak będzie happy end" - ja co prawda do szczęśliwego zakończenia nic nie miałem, ale szanowałem jej podejście i godziłem się na kolejne horrory, thrillery i nawet filmy biograficzne. - Kupiłam bilety na piątek. 
 Kiwam głową gdy rzuca w moją stronę przytyk, że na pewno i tak zapomnę uśmiechając się przekornie. Łapiemy kontakt wzrokowy i jestem prawie pewny, że widzę w jej zielonych oczach ten sam brak komfortu co w moich gdy ten kontakt się przeciąga, gdy staje się zbyt długi, zbyt mocny, zbyt intymny. Czuję jak przez moje ciało przemyka fala ciepła i nie chcę ani was ani siebie okłamywać, że studentka mnie nie pociąga. Mam wrażenie że mógłbym patrzeć w jej oczy dużo dłużej, może nawet już zawsze? Odganiam od siebie myśli, które mogłyby skompilować każdą platoniczną relację między kobietą a mężczyzną. Widzę jak dziewczyna rozgląda się po mieszkaniu, jakby nagle moje obecność zaczęła ją parzyć, jakby szukała nawet najgłupszego powodu, żeby wyjść, uciec. 
  - Muszę lecieć - rzuca, gdy jej wzrok pada na powieszony na ścianie zegar. - Mam zajęcia za pół godziny - wzdycha, jednak wiem, że oboje cieszymy się z tego obrotu spraw, bo niezręczniej nie mogło być. Widzę jak zabiera z podłogi torbę wypełnioną książkami i przebiega mi przez głowę myśl, że wcale nie chcę, żeby wychodziła. Jednak żadne z nas nic nie mówi póki nie stajemy przy drzwiach wejściowych do mojego mieszkania i czuję, że mamy potrzebę wypowiedzenia tylu słów, wyjaśnienia tylu znaków, gestów uczuć, że silimy się tylko na niezręczny uśmiech i życzenie miłego dnia. 
  - Zuza - mówię nim jeszcze zdążę pomyśleć, gdy otwiera drzwi i widzę jej wystraszone spojrzenie. Patrzymy na siebie tak samo jak jeszcze kilka chwil temu a mój wzrok mimowolnie przesuwa się na jej usta i chociaż walczę ze sobą to nie umiem wygrać z tym, że w tym momencie bardzo mocno chciałbym ich posmakować. Widzę jak zagryza skołowana wargę i dostrzegam pod warstwą makijażu jej zaróżowione policzki. Nawet nie wiem w którym momencie zaczyna dzielić nas tylko kilka centymetrów, czuję jak mocno się we mnie wpatruje, słyszę jak ciężko oddycha i jedyne o czym marzę w tej chwili to możliwość dowiedzenia się o czym myśli, czy chce tego tak bardzo jak ja. Wiem, że jeśli ją pocałuję to wszystko się zmieni, ale jakoś mnie to nie przeraża, chcę tego, chcę zabrać ją na randkę, chcę podczas spaceru z Arizoną chwycić ją za rękę i czuję, że cała przyszłość wisi właśnie na tej chwili, więc zaciągam się po raz kolejny jej perfumami jakby były dla mnie powietrzem. 
  - Kuba - słyszę jej cichy głos i właśnie w tej chwili zaczynam znowu dostrzegać nie tylko jej zielone oczy. Nie wiem ile czasu czułem jakbyśmy byli na świecie sami, może to trwało kilka sekund a może powinienem liczyć to w minutach? Widzę jej zmieszanie, gdy odsuwa się ode mnie unikając mojego wzroku, gdy naciska klamkę ciągnąć labradora gdy rzuca tylko drżącym głosem: - Muszę iść, cześć. 
   Przeklinam to wszystko pod nosem słysząc trzask drzwi i przez chwilę myślę, że może właśnie straciłem swoją szansę? Może nigdy więcej nie będę dzielił z nikim takiego momentu, gdy zapominasz o całym świecie. Jestem skołowany, nie wiem co ze sobą zrobić i tak, wiem, że nie jestem w stanie myśleć trzeźwo dlatego głupio słucham się ostatnich porywów zakochanego serca, gdy po dźwięczym "chcę zacząć jeszcze raz" wsiadam w samochód i pędzę na złamanie karku w stronę Lublinka tylko po to, żeby po raz kolejny okłamać siebie, że to jest definicja mojego szczęścia.



***

   Otulona szczelnie puchową, błękitną kurtką przemierzałaś odległość dzielącą cię od wejścia do obiektu sportowego mieszącego się w Jastrzębiu Zdrój. Zerknęłaś przelotnie na blondynkę, która nasuwała na uszy chłopca ciemną czapkę z pomponem i uśmiechnęłaś się pod nosem, myśląc o zadowoleniu Tomka, gdy ujrzy was wszystkich zgromadzonych wokół boiska. Przystanęłaś przy wejściu dla mediów i przykucnęłaś przy blondynie, mierząc dłonią jego włosy.
  - Tylko bądź grzeczny.- poprosiłaś, posyłając mu szeroki uśmiech.
  - Dobrze, mamo.- skinął głową i wtulił się w ciebie. - Tatuś dziś wygra, prawda?- w jego niemalże identycznych oczach jak Fornala ujrzałaś tlącą się nadzieję.
  - Nie ma ku temu najmniejszej wątpliwości.- zaśmiałaś się. - Dziękuję, że Pani przyjechała.- tym razem zwróciłaś się do nauczycielki, posyłając jej delikatny uśmiech.
   - Zrobiłam to dla Tomka, nie dla ciebie. -prychnęła i oddaliła się z twoim dzieckiem. 
Westchnęłaś głośno, tracąc pokłady nadziei, że kiedykolwiek będziesz miała z krakowianką normalne, życzliwe kontakty  i odwróciłaś się na pięcie, aby okazać ochroniarzowi swoją przepustkę oraz zameldować się na hali. Przystanęłaś niedaleko stolików przeznaczonych dla dziennikarzy i z przechyloną głową przyglądałaś się skupieniu wymalowanemu na twarzy bruneta. To mógł być jego wielki dzień. Miał niesamowitą szansę ukazać dziś całej siatkarskiej Polsce swój talent i otworzyć sobie furtkę do reprezentacji Polski, w której cholernie pragnęłaś by się znalazł. W głębi czułaś, że podoła i utrzyma fundamenty przyjęcia w kadrze, a dodatkowo osiągnie szczyt swoich marzeń, największych pragnień. Wydawał się totalnie odcięty od rzeczywistości, pogrążony w swoim świecie. Sprawiał wrażenie, jakby był tylko on i boisko i nikt lub nic zupełnie innego. Wpatrywałaś się w jego obraz niczym zahipnotyzowana i dochodziłaś do wniosku jak bardzo dojrzał. Kiedyś obserwując go przed spotkaniem jego siwo-błękitne tryskały roześmianiem i błogością, a na rozgrzewce kilka piłek uciekło w trybuny z powodu roztrzepania. Obecny Tomasz Fornal imponował emanującym od niego spokojem. Jego oczy były wyraźnie nieobecne, gdyż w głowie on już rozgrywał spotkanie. Miło było ci obserwować jego rozwój, ale nie wiedziałaś, które oblicze przyjmującego wolałaś. Kochałaś go wtedy i teraz. Kąciki twoich ust musnęły wyżyny, a twoje oczy zarejestrowały obraz spoczywającego na krześle bruneta, który ocierał kropelki potu ociekające z jego czoła pomarańczowym ręcznikiem. Sięgnął po plastikową butelkę i uzupełnił utracone podczas części rozgrzewki płyny, po czym ponownie wrócił do wysiłku.  Tak bardzo pochłonęło cię podziwianie Tomka na rozgrzewce, że nie zauważyłaś nawet, kiedy spotkanie zostało zainaugurowane. Tomek już w pierwszych akcjach dał  sobie znać przeciwnikowi, wykonując skuteczny kontratak. Zaśmiałaś się, obserwując Aleksandra, który poderwał się z krzesełka i zacisnął pięść z radości. Ten gest z pewnością odziedziczył po ojcu. Po chwili usatysfakcjonowana zerknęłaś w kierunku tablicy wynikowej, gdzie wyraźnie seta zwycięstwem zamknął gospodarz. Pani Fornal solidnie uderzyła dłonią o rękę Olka, posyłając mu szeroki uśmiech, a ty przez moment pomyślałaś jakby to było idealnie, gdybyś się z nią dogadywała tak dobrze jak on. Westchnęłaś i powróciłaś wzrokiem na plac gry, gdzie zespoły zdążyły kontynuować już grę. Ta odsłona jednak była niezwykle zacięta i mimowolnie uśmiechałaś się pod nosem, obserwując na przemian radość i złość u Tomka. Właśnie on solidnym uderzeniem ze skrzydła zakończył drugą odsłonę meczu. Odetchnęłaś z ulgą, opadając na krzesło po wybuchu euforii i puściłaś oczko w kierunku Aleksandra, szepcząc "jeszcze jeden". Pokazał ci zaciśnięte kciuki w odpowiedzi i wdał się w rozmowę z babcią.  Skrzywiłaś się, obserwując furię u twojego chłopaka, któremu sędzia po fatalnej wystawie od Popiwczaka zarzucił piłkę rzuconą. Naprawdę rozumiałaś jego nerwy, ale była jeszcze szansa na wygranie tego meczu, lecz Fornal nie próżnował i momentalnie zjawił się przy słupku sędziego, próbując z nim polemizować.
    -Tomuś, chłopie, odpuść sobie no.- mruknęłaś pod nosem, przewracając oczami.
  - Chyba sama już wiesz, że nie masz co na to liczyć.- zaśmiała się twoja koleżanka z fachu.- W łóżku pewnie też taki zawzięty.- zachichotała, poruszając znacząco brwiami.
   - Powiedzmy.- skwitowałaś, zanosząc się śmiechem.
W momencie przeniesienia wzroku ponownie na boisko Mihajłow zdobył decydujący punkt i zapisał seta na koncie Zenitu. Tomek wyraźnie nie był tym zachwycony, ale na kilka sekund zawiesił wzrok na trybunie, w której odnalazł syna oraz matkę. Zdeterminowany wtargnął ponownie na parkiet, odrzucając wodę na siedzenie i nie pozostało ci nic innego jak zadowolić się z tego powodu, czego oznaką był subtelny uśmiech na twoich ustach. Wcielił to w życie i stał się górującym na boisku zawodnikiem. Kończył swoje akcje, popełniając nieliczne błędy, co  niezmiernie cię cieszyło. Czwarta partia meczu zdecydowanie grana była pod jego dyktando, czego dowodem był choćby piekielnie mocny serwis, który stał się asem.  Wrzasnęłaś uradowana i zaklaskałaś w dłonie, zaciskając po chwili solidnie kciuki. Piękny pipe, a później wywalczenie piłki meczowej przez Depowskiego.
      - Aut! To był aut!- wydzierał się jastrzębski spiker.
Poderwałaś się z krzesła i po mimo, że byłaś dziennikarką i  nie powinnaś tak emocjonować się zwycięstwem jednej z drużyn rzuciłaś się na szyję koleżanki, krzycząc niewyobrażalnie. Skakałaś wraz z nią, lecz po chwili przeprosiłaś ją za swój wybuch i przystanęłaś, aby ochłonąć. Nie było ci to jednak dane, bowiem spiker ogłosił najlepszego zawodnika meczu i został nim wybrany nie kto inny jak twój chłopak i ojciec twojego dziecka. Przyłożyłaś dłonie do rozpalonych policzków i przymknęłaś powieki, czując gromadzące się pod nimi łzy. Zrobił to. Wykazał się, zaprezentował innym swój wachlarz umiejętności i owocnie otworzył sobie drogę ku przyszłości. Byłaś z niego tak cholernie dumna. Wysłałaś pośpiesznie relacje z meczu do naczelnej i zamknęłaś laptopa, chowając go do torby. Przedzierałaś się pomiędzy chmarą mediów, ale nie obchodziło cię to jak cholernie ciężkie to było. Musiałaś go zobaczyć. W końcu przystanęłaś przy barierkach i ujrzałaś jego roześmianą twarz oraz poczochrane chwile temu przez Popiwczaka włosy. Ku twojemu zdziwieniu nie podszedł do ciebie. Nawet nie raczył wykonać kroku. Zamiast tego powędrował w kierunku rodzicielki i syna. Zamknął Olka w solidnym uścisku, a policzki blondynki przelotnie ucałował.  Usiadł na bandzie i wdał się z nią w rozmowę, zupełnie tak jakby ciebie tu nie było, jakby nic się nie stało.
    -Lena...-usłyszałaś za sobą damski głos.
   -Daj spokój, Ania. - odparłaś, napotykając jej współczujące spojrzenie.- Leć do Kuby.- potarłaś jej ramie.
Sama natomiast minęłaś ją i wściekła zatrzasnęłaś za sobą drzwi do wejścia do strefy mediów. Wsparłaś się o nie plecami i przymknęłaś powieki, zdając sobie sprawę, że zasłużyłaś na takie traktowanie. Powinnaś być z nim szczera, powiedzieć co się wtedy wydarzyło, ale nie chciałaś przekreślić wspólnej przyszłości, a miał prawo to zakończyć. W końcu mieliście mówić sobie prawdę, a ty ją przed nim zataiłaś. Słona ciecz nagle przyozdobiła twoje policzki, pociągając za sobą strugi tuszu do rzęs. Drżałaś. Nie zważałaś na ciekawskie spojrzenia przechodniów. Po prostu dałaś upust swoim emocjom. Rozwarłaś oczy i ujrzałaś przechodzącego obok ciebie przyjmującego. Momentalnie uchwyciłaś go za ramie i nabiłaś się na te siwo-błękitne tęczówki pełen zapytania.
    - Tomek, dlaczego ty mi to robisz?- wychrypiałaś.
   - To proste. Nie mówisz mi prawdy, więc nie zasługujesz na świętowanie tego sukcesu ze mną. - wypowiedział, gładząc dłonią skórę twojego policzka. - Dzięki za sprowadzenie Olka i mamy.- dodał i zniknął za drzwiami szatni.



* * *


ret: Czy Kuba już się wplątał czy jeszcze nie?  O tym będzie w następnym rozdziale no i wróci moja ulubiona postać czy Domi, bo kto jak nie ona może zostać terapeutką naszego Kubusia?

Tomek w ciągu dalszym nieufnie podchodzi do Leny, a ona mimowolnie się od niego odsuwa choć wcale tego nie chce :/ Tu u nich się jeszcze sporo zadzieje :D Do zobaczenia ;*

niedziela, 28 czerwca 2020

czwarty

    Wciągnęłaś głośno oddech, napotykając na sobie intensywne, przeszywające spojrzenie szefa, który przechadzał się korytarzem zapewne zmierzając po kubek małej czarnej. Przymknęłaś powieki i przywarłaś biodrami do drewnianej powierzchni biurka, zastanawiając się nad swoją obecną sytuacją. Naprawdę lubiłaś tą pracę, ale odkąd się tutaj zjawiłaś to twoje relacje z Fornalem drastycznie się oziębiły. Nie chciałaś, aby twoje ambicje czy kariera przekładały się na życie uczuciowe, a tak niestety było coraz częściej. Westchnęłaś i opadłaś na pikowany, biurowy fotel, prostując na nim plecy. Przyciągnęłaś do siebie laptopa i badawczym wzrokiem śledziłaś linijka po linijce nadesłany przez twoją koleżankę tekst. Sięgnęłaś po imienny kubek jaki otrzymałaś od Kochanowskiego, w którąś miesięcznice i zatopiłaś wargi w jasnym napoju, rozkoszując się posmakiem mlecznej pianki ukochanej Latte Macchiato. Choć ona na moment sprawiała, że zapominałaś o ciężarze codziennych problemów. Po trzech godzinach pracy przy monitorze na moment poderwałaś się z fotela i podreptałaś do sporych rozmiarów okna, rozciągając się leniwie. Nie tak wyobrażałaś sobie tą przeprowadzkę, wspólne życie z Tomkiem. Miało wam się układać bez wszelkich komplikacji. Mieliście sobie bezgranicznie ufać, nie wątpić w swoje słowa, nie podważać ich. Tymczasem przyjmujący obawiał się, że po raz kolejny go zranisz. Tym razem ulegając naporom swojego szefa. Prychnęłaś pod nosem oburzona jego  postrzeganiem cię. Jak w ogóle mógł tak myśleć? Zmieniłaś dla niego otoczenie, opuszczając ukochaną przez ciebie wiecznie tętniącą życiem Warszawę, porzuciłaś dla niego dotychczasową pracę, przenosząc się do znacznie mniejszego miasta, gdzie nie miałaś gwarancji zatrudnienia, ale uczyniłaś to z miłości do niego, a on wierzył, że jakiś obcy facet może mu cię zabrać.
    - To niedorzeczne. - mruknęłaś pod nosem, siadając z powrotem w biurowym fotelu.
Wciągnęłaś się w wir pracy i nawet nie zauważyłaś, kiedy kończyłaś zmianę. Zebrałaś z podłogi swoją torebkę i zamknęłaś biuro, ruszając w kierunku wyjścia z budynku. Wtem na swojej drodze napotkałaś szefa, który poprosił cię do swojego gabinetu. Przewróciłaś oczami, ale posłusznie powędrowałaś za nim. Zatrzasnął  za tobą drzwi i wskazał ci fotel naprzeciw siebie. Sam natomiast stanął naprzeciw ciebie i zaproponował ci udanie się na jeden z najbliższych meczy jastrzębian, co tylko było wymówką do tego, aby zaciągnąć cię do swojego gniazda. Nagle jego dłoń znalazła się na twoim okrytym jedynie cienkim materiałem rajstop udzie. Przełknęłaś głośno ślinę, nie zrywając jednak kontaktu wzrokowego z mężczyzną. Miałaś nadzieję, że zaraz przestaniesz czuć jego dotyk. Jednak jego ręka wędrowała coraz wyżej, a w twoich oczach zaczęły gromadzić się łzy. Pośpiesznie poderwałaś się z krzesła i wybiegłaś z gabinetu sparaliżowana zachowaniem twojego szefa. Zlekceważyłaś wypalające twoją sylwetkę spojrzenia pozostałych pracowników redakcji, gdy na wysokich szpilkach sprintem przemierzałaś korytarz budynku. Po prostu miałaś stąd uciec, choć wiedziałaś, że on cię nie goni. Po twoich policzkach spływały słone łzy, pociągając za sobą czarne smugi tuszu do rzęs. Drżałaś. Dygotałaś się i powodem tego nie był niedopięty, długi płacz, lecz emocje jakie tobą targały, Leno. Co jeżeli byś tam została? Posunąłby się za daleko? Skrzywdziłby cię? Wolałaś o tym nie myśleć, ale mimowolnie twój umysł nawiedzały takie obawy. Miałaś o tym powiedzieć Fornalowi, który i tak się od ciebie odsunął?
    - Kuba? Cześć. Jest może  Ania? -wysiliłaś się na neutralny ton głosu, choć spazm wciąż miał władzę nad twoim ciałem.
    - Hej, hej. Jasne, już ci ją daje.- usłyszałaś w słuchawce ten pełen ciepła głos. - Cześć Lenka. Słucham cię.- po chwili zastąpił go kobiecy.
    - Mogłabyś po mnie podjechać pod pracę? Muszę ci się wygadać, bo zwariuję.- zaszlochałaś do słuchawki.
    - Moja biedna. Co ci się stało? Będę za kilka minut.


***


Znacie to ssanie w żołądku, gdy spychacie na bok własną dumę i jesteście o moment od wyciągnięcia ręki na zgodę, gdy pomimo własnego rozdarcia godzicie się powiedzieć, że to była wasza wina tylko dla powrotu do normalności, którego tak cholernie wam brakuje? Siedzę przed tym samym bełchatowskim blokiem, pod którym zastałem ją kiedy po raz pierwszy przyleciała do Polski i mogę przysiąc, że to była moja Wigilia bo mimo braku śniegu czułem, że dostałem ten swój wymarzony prezent, zawinięty w puchową kurtkę i kilka innych warstw odzieży, który potem zdejmowałem patrząc jak na jej bladej skórze odbijają się świąteczne lampki. Siedzę przed tym samym blokiem, na tej samej ławce i obracam telefon w dłoniach od dłuższej chwili, bo mam coraz więcej wątpliwości czy chcę się godzić, bo nadal brzmią mi w uszach słowa Tomka, że ona kiedyś znowu mnie zostali ale z drugiej czy gdybyśmy nie byli sobie przeznaczeni to ona wtedy przyszłaby na ten finał, czy czekałaby za mną tuż przy bandach, czy traciłaby krocie na bilety lotnicze? Wybieram w końcu jej numer czując wibracje w każdej części ciała, nawet nie wiem czy się denerwuję, ale w końcu przestałem analizować reakcje swojego ciała na chociażby pojedynczą myśl na temat brunetki; wsłuchuję się w kolejne sygnały i umieram wewnątrz marząc o usłyszeniu jej głosu nawet mówiącego mi, że mam spadać, bo przecież wszystko jest lepsze od cichy, która dobija się zewsząd po wysyntetyzowanym ‘wybrany abonent jest nieosiągalny’ - próbuję kolejny raz powiedzieć to przepraszam, chociaż coraz mniej wierzę, że to coś zmieni. Przeklinam w duchu to, że znowu się zaangażowałem chociaż to miało być tylko na chwilę, na kilka nocy, bez zobowiązań i bez tych wizualizacji pierścionka, który wkładam na jej palec gdzieś pośrodku niczego. Wybieram jej numer jeszcze kilkadziesiąt razy, jeszcze kilkadziesiąt razy słyszę ten sam komunikat i czuję, że jestem przy granicy. Siebie, ciebie, nas. 
    - Dzień dobry - słyszę dziewczęcy głos i dostrzegam szeroki uśmiech Zuzy, która właśnie otwiera drzwi klatki ciągnąc za sobą swojego labradora. - Lub dobry wieczór, bo nigdy nie wiem co powiedzieć - śmieje się niezręcznie poprawiając czerwoną smycz. - Arizona, rusz się.
Zerkam na biszkoptowego psa, który wpatruje się we mnie ciemnymi oczami i wyciągam w jej kierunku rękę, którą wącha przez chwilę i przesuwa się tak, żebym mógł ją pogłaskać. 
    - Cześć - odpowiadam w stronę jej właścicielki, która nadal uśmiecha się w moją stronę i przez moment, dosłownie przez moment wydaje się, że ten uśmiech mógłby rozświetlić nie tylko moje życie, ale życia wszystkich dookoła studentki. - Śliczny z ciebie piesek - drapię suczkę za uchem widząc jak coraz mocniej macha ogonem i nie mogę powstrzymać uśmiechu. 
    - Głaskanie psa obniża poziom stresu - rzuca nagle dziewczyna poważniejąc, a gdy nasze spojrzenia się łączą dodaje unosząc wolną dłoń do góry: - Czy jakoś tak, ale Arizona zawsze wyczuwa gdy mam jakieś problemy.
    - Sugerujesz, że mam jakieś problemy? - pytam trochę zaczepnie unosząc brew i ciężko mi powstrzymać cisnący się na usta uśmiech, gdy Zuzanna cała się czerwieni próbując ukryć twarz gdzieś w chuście, którą ma zawiązaną wokół szyi.
Nie dopuszczam do siebie myśli jaki ogrom radości dało mi wprawienie w zakłopotanie mojej młodej sąsiadki, jednak po chwili zaczerwienienie mija, a jej drobne ciało siada tuż obok nie na ławce głaszcząc Arizonę po pysku aż ta przymyka oczy. 
    - Wyglądasz na kogoś kto miał po prostu sporo do przemyślenia - czuję jak przenosi wzrok na moją osobę i mogę przysiąc, że gdyby nie chłodny wiatr sam byłbym się zaczerwienił od intensywności jej spojrzenia. - Mogę ci pożyczyć Ari jak chcesz - teraz to ona posyła mi pełne pewności spojrzenie i nonszalancki uśmiech - Wyprowadzisz ją, więc ja będę mogła wrócić pod ciepły kocyk, ty się będziesz mógł wygadać, a ona cię nie osądzi - wzrusza ramionami - Doradzić też pewnie nie doradzi, ale może tylko nie ze mną nie chce rozmawiać. 
    - Tak to sobie wymyśliłaś? - śmieję się po chwili czując jak tą krótką wymianą zdań przełamaliśmy jakąś barierę. Czuję jak wpatrują się we mnie nie tylko te psie oczy ale również para zielonych oczu należących do dziewczyny siedzącej obok mnie. - A co jak już jej nie oddam?
    - Wiem gdzie mieszkasz - śmieje się a ja nieśmiało sam przed sobą przyznaję się, że mógłbym słuchać tego dźwięku częściej. - Gdzie pracujesz i takie tam, to ty masz zbyt dużo do stracenia, panie sąsiedzie. Tylko nie wiem czy Arizona nie umrze z tęsknoty za mną. - odrzuca za plecy włosy nadal uśmiechając się w moją stronę. 
Nie wiem ile minut siedzimy w ciszy uśmiechając się do siebie i głaskając nadal merdającą ogonem suczkę ale w pewnym momencie stwierdzam, że może pomysł opowiedzenia swojej historii temu uroczemu zwierzęciu, którego pysk spoczywa na moich kolanach nie jest wcale taki zły. 
    - Zrobię wszystko żebyś ty przeżyła bez niej tę godzinkę - śmieję się widząc jak prycha obruszona rozbawiając mnie jeszcze bardziej, ale zaczyna mi tłumaczyć co i jak, kiedy mam ją odpiąć i gdzie ta piękna dama lubi biegać najbardziej. Kiwam głową na znak, że zrobię wszystko według jej instrukcji kiedy rozlega się dźwięk nadchodzącego połączenia, a ja nawet nie wiem dlaczego widząc na ekranie telefonu to imię, które tak bardzo chciałem jeszcze niedawno zobaczyć klikam czerwoną słuchawkę i czuję niewyobrażalną ulgę.
    - Jak masz już plany to sama ją wyprowadzę - mówi zmieszana widząc jak wpatruję się w wyłączony już ekran telefonu. - Jakoś przeżyję.
Patrzę w jej oczy przepełnione radosnymi ognikami, spoglądam na czerwoną smycz, którą trzymam w rękach, na biegającą dookoła moich nóg Arizonę i zadaję pytanie, które wydaje mi się najbardziej naturalne ze wszystkich, które mógłbym w tym momencie zadać:
    - A może pójdziesz z nami?

***

    Blondynka po raz kolejny w ciągu ostatniego czasu deprymowała cię swoją niepunktualnością. Powinna być w domu piętnaście minut temu i przyrządzać jedzenie dla waszej pociechy, ale zamiast tego to ty przesiadywałeś z Aleksandrem w salonie i obserwowałeś jak próbuję rzucać piłką. Mimowolnie kąciki twoich ust wznosiły się ku górze, kiedy przyglądałeś się poczynaniom syna, lecz wolałbyś wiedzieć, gdzie podziewa się twoja dziewczyna. Zawsze stawiała się w wyznaczonym miejscach na czas. Nie znosiła się spóźniać i zdarzało się jej to naprawdę znikomo, ale gdy już miało  miejsce wylewnie cię przepraszała. Teraz nawet nie raczyła cię zaszczycić głupią, krótką wiadomością czy telefonem. Irytacja narastała w tobie z każdą minutą. Co takiego się z nią działo przez ostatnie dni? Dlaczego ciągle się mijaliście? Dlaczego nie rozmawialiście tak jak kiedyś? Westchnąłeś głośno, zmęczony tą plątaniną myśli jakie co rusz cię nawiedzały. Przetarłeś dłońmi twarz i podskoczyłeś delikatnie na sofie, gdy twoje uszy zaatakował trzask drzwi.
    - Mama!- wydobyło się z ust małego Fornala, który ruszył pędem w kierunku wejścia do domu.
    - Cześć skarbie.- usłyszałeś jej melodyjny głos i zobaczyłeś jak przykuca, aby musnąć waszego syna ustami w czoło. - Posłuchaj, ja...- rozpoczęła, lecz jej momentalnie przerwałeś.
    - Gdzie ty byłaś? Lena, co się z tobą ostatnio dzieje?-poderwałeś się z kanapy i przystanąłeś naprzeciwko niej, lustrując ją uważnie wzrokiem. - Dobrze, że się wyrobiłaś, bo niebawem mam trening i Olek nie miałby z kim zostać. - dodałeś szorstko.
    -Spotkałam się z Anią po pracy. Przepraszam za spóźnienie. Zapomniałam ci napisać, ale to było coś naprawdę pilnego.- mówiła skruszona, zdejmując buty ze stóp.- Co chcecie na kolacje?-posłała wam pełen ciepła uśmiech.
Prychnąłeś pod nosem. Myślała, że wynagrodzi ci denerwowanie się jedzeniem. Naprawdę ostatnimi czasy jej nie rozumiałeś. Może mieliście kryzys? A może twoja matka miała rację? Odpędziłeś od siebie te myśli i odwzajemniłeś jej przelotny, subtelny pocałunek jaki złożyła na twoich ustach, mijając cię w drodze do kuchni. Sunąłeś za nią wzrokiem i zauważyłeś, że nie tryska energią jak zazwyczaj. Jej zapał gdzieś uleciał, a jej oczy były tak cholernie rozbiegane, zamglone i pozbawione blasku. Coś wyraźnie nie było w porządku. Usadowiłeś syna na kanapie, włączając mu bajkę na plazmowym ekranie i popędziłeś do kuchni. Zamknąłeś drobne ciało dziennikarki w solidnym uścisku, przymykając powieki i wdychając jej zapach. Dopiero wówczas dotarło do ciebie jak bardzo brakowało ci jej bliskości, ale jak sam pozwoliłeś na to by się od ciebie oddaliła.
    - Co się stało, kochanie? Powiedz mi.- poprosiłeś, składając pocałunek na jej lekko zaróżowionym policzku.
    - Nie mogę, Tomek.- odwróciła się, odkładając nóż na deskę i spoglądając ci prosto w oczy.
    - No tak. Przecież wolisz sama walczyć z problemami, a później się dziwisz, że się od siebie oddalamy. Klasyk.- odparłeś ozięble, odsuwając się od niej. - Zjem na mieście. Cześć. - warknąłeś, zgarniając kluczyki do samochodu i treningową torbę.
Zatrzasnąłeś za sobą drzwi, słysząc za sobą jak przeciąga twoje imię, lecz zlekceważyłeś to. Tak jak ona czyniła to z tobą, nie chcąc powiedzieć ci prawdy.

***

ret: Dawno nas tu nie było, ale tyle się działo - skończyłam szkołę #BrawoJa i wiecie jak to jest na kwarantannie - wow w końcu znacie wszystkie kobiety naszego Jakuba. Jakieś typy? Bo moje serce skradła Arizona!

Fornalove: Ola się nieźle spisała jak zawsze, co niekoniecznie można powiedzieć o mnie, ale na swoją obronę mam, że chwilo brakło mi na nich weny i było ciężko :D Czy Tomek w końcu pozna prawdę? Okaże się za jakiś czas ;) Pozdrawiam i do zobaczenia ;*

sobota, 21 marca 2020

trzeci

    Westchnąłeś ciężko, przekręcając się na lewy bok. Wnętrze sypialni zalała melodia twojej ulubionej piosenki połączona z solidnym wibracjami telefonu. Twoja rodzicielka nie dawała za wygraną i podejmowała już ponad dwudziestą próbę skontaktowania się z tobą. Wasze stosunki zawsze były przesiąknięte ciepłem i serdecznością, szczerą miłością, ale od pamiętnej sytuacji w krakowskim domu drastycznie się oziębiły. Mimowolnie cię to zraniło i choć starałeś się to skryć przed otaczającymi cię bliskimi, to kolegom z klubu to nie umknęło. Naprawdę chciałeś jej wybaczyć. Zapomnieć o ciosie, ranie jaki zadała ci tydzień temu. Łaknąłeś pożegnać przygaszenie i wyrzuty sumienia jakie cię taranowały, że traktowałeś ją w tak chłodny sposób, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłeś odebrać tego cholernego telefonu, aby usłyszeć jej melodyjny głos. Nie mogłeś udawać, że nie zaatakowała oszczerstwami twojej ukochanej, która w ciągu minionego roku stała się twoim oczkiem w głowie i czymś ponad wszystkim. Nie byłeś już tym mamin synkiem ze spalskich lat, gdy  rezygnowałeś ze spotkań w towarzystwie płci przeciwnej, aby rozkoszować się niebiańskim jabłecznikiem nauczycielki wychowania fizycznego i popijać przyrządzone przez nią kakao z własną, unikalną pianką.

   - Wyłącz ten cholerny telefon!- warknęła w twoim kierunku Lena, która zmierzyła cię wściekłym spojrzeniem.

   - Przepraszam, Lenka. Nie wiem co w nią wstąpiło.- sapnąłeś ociężale jakbyś co najmniej przebieg maraton, lecz sił brakowało ci z zupełnie innego powodu.

Czułeś jak wierci się niespokojnie. Pośpiesznie zarzuciłeś na nią swoje ramie i przylgnąłeś do jej pleców swoją klatką piersiową, owiewając ciepłym oddechem jej wrażliwą skórę na szyi. Poczułeś pod opuszkami palców przechodzący ją dreszcz. Mimowolnie uśmiechnąłeś się pod nosem i skryłeś twarz w jej jasnych włosach, które pachniały słodkim mango. 

    - Ja za to wiem. Próbuję cię odwlec od związku ze mną.-odparła dziewczyna, uwalniając się z twojego uścisku. 

    - Daj spokój. Nie uda się jej to.- zapewniłeś ją, próbując ją ponownie przytulić. 

    - Nie byłabym tego taka pewna.-mruknęła pod nosem i odsunęła się od ciebie jeszcze bardziej. 

Zrezygnowany opadłeś na plecy i wbiłeś wzrok w śnieżnobiały sufit. Dlaczego ona była tak cholernie trudna? Dlaczego komplikowała wam codzienne życie, gdzie nie było wcale żadnego problemu? Kochałeś ją, łaknąłeś z nią być i jej pragnąłeś, ale przecież Zawadzka nie byłaby sobą, gdyby nie szukała dziury we wszystkim. Obawiała się twojej matki. Widziałeś to doskonale, choć nie miała czemu, bowiem uczuć do niej i solidnych fundamentów waszego związku byłeś pewien jak niczego innego. Do twoich uszu dotarł płacz Aleksandra wydobywający się z jego pokoiku usytuowanego na końcu salonu waszego mieszkania. Odrzuciłeś na bok kołdrę i miałeś zamiar się udać do syna, kiedy blondynka pośpiesznie cię przed tym powstrzymała i poderwała się na własne nogi, znikając za drzwiami waszej sypialni. Teraz będzie ci jeszcze utrudniać kontakt z twoim dzieckiem? Tomaszu, chyba popadałeś w obłęd. 

***

    Nerwowo wystukiwałeś smukłymi palcami na skórzanej powierzchni kierownicy rytm, spoglądając niecierpliwie na zegarek opinający twój prawy nadgarstek. Westchnąłeś poddenerwowany zbyt odczuwalnym oczekiwaniem na dziennikarkę i odpiąłeś pas bezpieczeństwa, opuszczając fotel kierowcy. Czy Zawadzka specjalnie cię tak drażniła czy może faktycznie coś jej wypadło i jej praca się przedłużyła? Przecież półtorej godziny temu wystukała ci na ekranie swojego telefonu SMS'a z treścią pojawienia się pod siedzibą jej firmy o piątej wieczorem. Tymczasem zegar twojej komórki wskazywał wyraźnie dwadzieścia minut po tej właśnie godzinie.  Naciągnąłeś na głowę kaptur od czarnej bluzy, swoją drogą jednej z twoich ulubionych i pośpiesznie zmniejszyłeś dystans dzielący cię od wejścia do budynku, nie zważając na biały puch, który znienacka otulił miasto, wirując na lutowym wietrze. Skinąłeś głową do recepcjonistki, witając się z nią kulturalnie i mknąłeś długim korytarzem, wypatrując odpowiedniego numerka na dębowych drzwiach, od których roiło się na pierwszym piętrze. Wtem przystanąłeś nagle i poczułeś jak wszystkie mięśnie w twoim ciele napinając się do granic możliwości. Zacisnąłeś mocno zarysowaną wyraźnie szczękę i przez szczelinę w drzwiach gabinetu szefa Leny podziwiałeś jak starszy mężczyzna nieśmiało układa dłoń na odsłoniętym udzie blondynki, spoglądając na nią z obrzydliwym, wyrafinowanym uśmiechem. Miałeś cholerną ochotę wtargnąć tam i zaserwować mu kilka ciosów w tą wycwanioną twarz równie mocno jak czyniłeś to zza pola serwisowego, ale wolałeś nie zdradzać swojej obecności. Przymknąłeś powieki i starałeś się uspokoić skołatane nerwy.  Gdy otworzyłeś oczy ukazała się im drobna sylwetka kobiety, którą uznawałeś za tą najodpowiedniejszą w twoim dwudziestodwuletnim życiu.

    - Co tu robisz?-mruknęła, unosząc pytająco jedną brew.

   - Jeszcze się kurwa pytasz?!- podniosłeś drastycznie ton głosu, obserwując strach malujący się w jej czekoladowych tęczówkach. - Miałaś być na dole o piątej! Jest w pół do szóstej, kobieto!

  - Przepraszam. Przedłużyła mi się rozmowa z szefem. Nie krzycz na mnie. - wypowiedziała skruszona, spuszczając głowę.

Nie odpowiedziałeś. Oplotłeś mocno jej nadgarstek swoimi palcami i pociągnąłeś ją zdecydowanym ruchem w kierunku wyjścia. Krew w tobie buzowała, ale poruszenie sytuacji, której byłeś świadkiem pozostawiłeś  sobie  na  czas, kiedy znajdziecie się w samochodzie. Otworzyłeś jej drzwi i obserwowałeś jak wsiada do środka z wymalowanym zdezorientowaniem na tej jakże subtelnej i niewinnej twarzy. Zatrzasnąłeś swoje drzwi i zaczerpnąłeś głębokiego oddechu, opadając na fotel kierowcy.

    - Tomek, co się dzieje? - wydusiła z siebie zaniepokojona twoim stanem, obserwując jak próbujesz zapanować nad przyśpieszonym oddechem.

   - Co się dzieje ?! Co się dzieje?! On mógłby być twoim ojcem, Lena! Ja pierdole! Po prostu nie wierzę w to co zobaczyłem!

    - To nie tak... - powiedziała cicho.

    - A kurwa jak?! - wrzasnąłeś, mrożąc ją zawistnym spojrzeniem  totalnie nad sobą nie panując.

Blondynka przełknęła głośno ślinę, a ty poczułeś falę gorąca, która zalewała twoje dwumetrowe ciało. Nic nie mogłeś poradzić na to, że tak cholernie ci na niej zależało, że popadałeś w szał przy może czasami błahych sytuacjach. Ta jednak taka nie była. Mistyczną ciszę panująca w samochodzie przerwała przeszywająca wnętrze pojazdu melodia twojego dzwonka. Prychnąłeś pod nosem na zdjęcie blondyna widniejące na wyświetlaczu telefonu i pośpiesznie przeciągnąłeś zieloną słuchawkę ku górze.

    - Halo? - wydusiłeś najbardziej neutralnym tonem głosu na jaki było cię stać.

  - Tomi, braciszku. Pomóż. Mogę liczyć na flaszkę piwa u ciebie na chacie? - w tej krótkiej przemowie zdążyłeś wychwycić zrezygnowanie bijące od środkowego oraz wyraźny niepokój.


***


Stoję przed blokiem, w którym mieszka Tomek i nie mam siły się ruszyć, bo znowu myśli kłębią się w mojej głowie i jak szalone, każda z nich domaga się uwagi. Sam nie wiem co mną kierowało kiedy wsiadłem w samochód i prosto z Katowic ruszyłem w drogę pod fornalowe drzwi. Przymknąłem oczy próbując przypomnieć sobie po raz ostatni pełne wyrzutu spojrzenie Jagody, gdy powiedziałem, że jeżeli chce, żeby nasza relacja opierała się tylko na sporadycznych zbliżeniach, gdy wraca do kraju to lepiej będzie jeśli w tej chwili wyjdę; nie wiem czy bardziej bolało mnie to, że nie wtedy nie zaprzeczyła, że to tylko seks czy, że po raz kolejny, bezsensownie się zaangażowałeś. Nie miałem ochoty wracać do Bełchatowa, potrzebowałem się napić, potrzebowałem Tomka. 
- Walić to - mruknąłem sam do siebie próbując odgonić od siebie problemu, które mimo życiowego sprintu nadal starały się mnie wyprzedzić na ostatniej prostej. Wbiłem znany już na pamięć kod, który brunet powtarzał mi przy każdej nadarzającej się okazji i przeskakując po dwa stopnie po kilku chwilach znalazłem się przed odpowiednimi drzwiami. Zawahałem się na moment, zanim zapukałem, bo tak, zgadliście znowu zacząłem myśleć; jednak tym razem nie chodziło o Jagodę, bo wbrew pozorom nie zawsze chodziło o nią, tym razem widziałem pod powiekami małego blondyna, jego śliczną mamę i ojca, którym nie byłem ja. Zwykle spotkania z ludźmi, którzy w pewnym momencie waszego życia byli dla was okropnie ważni są niezręczne, bo znacie się na wylot, ale właściwie nic już was nie łączy, nikt nie wspomni przegadanych nocy czy faktu, że tamten film z Tomem Hanksem widzieliście po raz pierwszy właśnie razem. Nie wiem czy nawet o pogodzie macie prawo rozmawiać, bo powroty do znajomości, które was skrzywdziły są trudne, a komplikują się jeszcze bardziej gdy ta osoba nie znika z waszego życia, a jedynie usuwa się w cień stając się życiową partnerką waszego najlepszego kumpla, z którym po raz pierwszy uciekaliście ze szkoły. 
- Będziesz tak stał przed drzwiami jak jakiś domokrążca czy w końcu byś zapukał? - oślepia cię światło z wnętrza mieszkania i dopiero do chwili widzisz wyraźnie śmiejącego się z ciebie przyjmującego. - Wchodź, stary.
I wszystko staje się tak po prostu proste, jakbyśmy nigdy się nie pokłócili, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Siedzę zwyczajnie na tomkowym dywanie, gdy ten szuka drugiego pada od konsoli, bo przy czym lepiej się zwierzać niż przy rundce dobrej na wszystko Fify. Po raz pierwszy do dawna czuję, że wszystko jest na swoim miejscu, a ja jestem po prostu w dobrym miejscu, z dobrymi ludźmi. Uśmiecham się do bruneta, gdy zauważam, że przypatruje mi się uważnie od dłuższej chwili i zbieram się w sobie, żeby zacząć mówić.
- Więc? - pada ponaglające, a ja jedynie przewracam oczami. - Sorry, Kuba, ale przez telefon brzmiałeś jakbym zaraz miał się odwiedzać na intensywnej terapii. Co jest?
- Życie ssie, Fornal - odpowiadam mu poprawiając się na podłodze. - Życie ssie. - przyjmujący nie wygląda na przekonanego z uniesioną do góry brwią, a ja przeklinam w duchu, że tak dużo czas spędziliśmy razem, że teraz mi nie odpuści. - Pokłóciłem się z Jagodą. 
- Nie wiedziałem, że ta twoja tajemnicza ukochana na na imię Jagoda - kiwa głową z uznaniem, a ja wiem, że muszę poczekać jeszcze chwilę nim zorientuje się co tak naprawdę się, co przed nim ukrywam od dobrych kilku miesięcy i czemu do diabła tak często odwiedzam łódzkie lotnisko. - W sumie zabawne, że znowu laska, na którą lecisz ma na imię Jagoda. - rzuca luźno, jednak widzę jak powiększają mu się ze zdziwienia oczy, gdy widzi mój pełen niezręczności uśmiech, którym go obdarzam. - Ty chyba sobie żartujesz?! Jaja sobie ze mnie w tym momencie robisz, Kochanowski?!
Mierzymy się wzrokiem jak zwykliśmy to robić w sytuacjach, gdy oboje w emocjach mogliśmy powiedzieć sobie o kilka słów za dużo. Widzę jak bardzo wstrząsnęło nim jego odkrycie i jak wiele będę musiał mu tłumaczyć, gdy minie mu pierwsza złość, bo musicie wiedzieć, że Tomasz Fornal był największym przeciwnikiem Jagody oczywiście zaraz po Dominice. Sam nie wiem jakiej reakcji się spodziewałem, ale przecież nie powiedziałem mu jeszcze tego o co się pokłóciliśmy, bo przecież wyśmiałby mnie momentalnie i pewnie wygonił z mieszkania z prośbą, żebym znalazł lekarza, który pomoże mi w powrocie do normalności. Ciszę, którą można było kroić nożem przerywa skrzypnięcie drzwi, w których pojawia się drobna blondynka trzymająca w rękach butelkę naszej ulubionej whiskey, jednak jeśli mieliśmy sobie wszystko wyjaśnić, bez żadnych półprawd przeczuwam, że będziemy potrzebowali dużo więcej tego szlachetnego trunku. Fornal nadal wpatruje się we mnie w złowrogim milczeniu, jednak ja przenoszę wzrok na nie za bardzo rozumiejącą sytuację Lenę, która łapiąc moje spojrzenie uśmiecha się pod nosem. Na pewno ciekawi was teraz jak układają się stosunki z Zawadzką, moją wielką miłością i cóż, jednym z największym rozczarowań - odchorowałem swoje, ale odnaleźniliśmy wspólny język, trochę dla Tomka, trochę z uwagi, że w jakiś niesamowicie platoniczny sposób nadal nam na sobie zależało. Nie jest łatwo, bo przecież nikt nie mówił, że będzie; jest niezręcznie i raczej oboje unikamy sytuacji, w których zostaje sam na sam, ale życie płynie dalej, a ja wiem, że oni z Tomkiem są cholernie szczęśliwi.
- Przyniosłam was coś mocniejszego - mówi niepewnie stawiając butelkę wraz ze szklankami na stoliku. - Myślałam, że będę musiała was uciszać, gdy usypiałam małego, ale wy nie jesteście zbyt rozmowni. 
- Nie rozmawiam z idiotami - rzuca zirytowany Fornal, na co Zawadzka kręci głową zapewne jeszcze mnie rozumiejąc, więc zaintrygowana siada na kanapie za mną podciągając kolana. Przewracam oczami, gdy Tomek odkręca kwadratową butelkę mrucząc pod nosem, że przecież na trzeźwo tego nie zniesie. - Wyobraź sobie, kochanie - wypija szkarłatny płyn jednym haustem rzucając w moją stronę cierpki uśmiech. - Że ten mój pożal się Boże przyjaciel, chociaż nie wiem czy takie rzeczy zataja się przyjaciółmi, Jakubie - rzuca oskarżycielsko, a ja wiem, że to będzie długi monolog co musi przeczuwać też blondynka, bo sięga po szklankę, którą odstawił jej chłopak i sama nalewa sobie alkoholu. - Na pewno znasz historię o jego wielkiej miłości - teraz zwraca się do dziennikarki - Jagoda, która była tak zakochana, że aż uciekła do słonecznej Italii - chcę mu przerwać jednak unosi rękę w moim kierunku i nie pozostaje mi nic jak zrezygnować - Wyobraź sobie, że ona znowu pojawiła się w jego życiu i nasz kochany, mądry, inteligentny Kubuś po prostu wszystko jej wybaczył, pewnie nawet nie dał jej możliwości, żeby go uwiodła.
- Czy ty nie możesz do cholery zrozumieć Fornal, że ja ją kocham? - wybucham, sam nie wierząc, że mówię to nagłos, jednak echo moich słów wraca do mnie ze zdwojoną siłą. - Zawsze ją kochałem.
- Tylko, że w tym wszystkim chodzi o to, że ona nie kocha ciebie. - Fornal odwraca się do mnie plecami, a ja sam nie wiem czy w większym stopniu przepełnia mnie żal czy złość. - Ona się tobą bawi, bawiła się tobą, gdy byłeś w Spale i bawi się tobą teraz. Czego ty nie rozumiesz? Nie widzisz tego, że w pewnym momencie znowu jej się znudzisz i to znowu ty zostaniesz ze złamanym sercem?! - mówi spokojnie, a ja muszę bardzo mocno się kontrolować, żeby nie wstać i po prostu nie wyjść trzaskając drzwiami. Brunet odwraca się w końcu od szyby i siada obok mnie zapełniając uprzednio moją szklankę. Podaje mi ją, a ja wiem, że to jego gest pojednania. - Rób co chcesz, ale potem nie przychodź do mnie, żebym cię pocieszył, okej? Obaj wiemy, że to nie ma przyszłości, więc potem nie przychodź narzekać jak znowu wyjedzie do tych swoich Włoch czy na inny Madagaskar. 

Czuję ulgę, że on wie, gdy stukamy się szklanka o szklankę tak jak zawsze przeciwko światu stoimy ramię w ramię, ale czuję również okropny ból wiedząc, że ma rację, że Jagoda nigdy nie była, nie jest i nigdy nie będzie moja.


r: tyle się dzieje, i u Kuby i w moim życiu, że nie zorientowałam się, że już mamy początek wiosny. oglądam kątem oka ten piękny finał Polska-Brazylia z MŚ 2014 i piszę to posłowie, i chyba jestem zadowolona z wniosków, do których doszedł Jakub.

F: U Tomka ostatnimi czasy też trochę ciężko, ale cóż w życiu nigdy na dobrą sprawę nie jest ciągle dobrze więc i ich to dopadło. Lena też nie najlepiej się ma. Podoba mi się ten fragment mój jak i zarówno ret, także zostawiamy go Wam i widzimy się w kwietniu 💗

niedziela, 16 lutego 2020

drugi


- Ty sobie chyba żartujesz Tomasz! To naprawdę nie jest zabawne.-panująca w pomieszczeniu ciszę przerwała twoja matka.
- Nie żartuje. Aleksander ma dwa lata. - wplątała się w rozmowę twoja partnerka. 
- Ukrywałeś to przed nami tyle czasu?! - warknął wściekły były sportowiec.
- Bałem się waszej reakcji. - odparłeś nieśmiało, wbijajac wzrok w podłoże.
- To są jakieś cyrki! - oburzyła się nauczycielka. - Lubiłam cię, Leno, ale teraz widzę jaka z  ciebie manipulantka i intrygantka. Naciągnęłaś mojego syna na dziecko, bo zarobki w twojej branży są znikome.- słowa z jej ust wydostawały się jak pociski z karabinu maszynowego.
- Co kurwa?! - wykrzyknąłeś oszołomiony zachowaniem twojej matki.
- Co takiego?! - w twoje ślady poszła Zawadzka. - Przecież to jakiś absurd! Kocham pani syna!
- Skarbie, ty tego nie widzisz, bo jesteś nią zaślepiony. - tłumaczyła ci blondynka.
- Przegiełaś. - syknąłeś przez zaciśnięte zęby. - Przyprowadzam w końcu do domu swoją dziewczynę, abyście ją mogli poznać po jakimś czasie, gdzie już nasz związek jest pewny, a wy odwalacie coś takiego?! Przecież to niedorzeczne! 
- Ależ Tomek nie denerwuj się. - upomniał cię ojciec.
- Jak mam się nie denerwować jak atakujecie tak moją dziewczynę?! Do chuja! - żywo gestylukowałeś rękami. - A ty co? Nic nie powiesz?- zwróciłeś się w stronę byłego siatkarza. - Klasyka. - przewróciłeś jedynie oczami.
Ująłeś w swoją dłoń tą należącą do blondynki i pociągnąłeś ją w kierunku wyjścia, pioronując rodziców wzrokiem. To spotkanie miało wyglądać zupełnie inaczej. Przynajmniej w twojej głowie, według twoich oczekiwań, miało przebiec odmiennie. Obawiałeś się reakcji nauczycielki oraz siatkarza na wiadomość o tym, że posiadasz syna to prawda, ale zarzuty twojej rodzicielki były dla ciebie czymś niespodziewanym, czymś nie do pomyślenia. Lena Zawadzka miała swoje za uszami. W przeszłości dotkliwie cię zraniła, lecz od blisko dwóch lat była osobą, bez której nie potrafiłeś przetrwać jednego dnia. Gdyby nie ona komentatorzy sportowi nie wychwalali by twojej dyspozycji na parkietach PlusLigii z tak dużą częstotliwością jaka miała miejsce. To ta kobieta doprowadziła kiedyś niemal do wyrzucenia z drużyny i ta sama kobieta pomogła ci się wspiąć na wyżyny swoich umiejętności. Nie mogłeś pozwolić powiedzieć na nią złego słowa. Nawet po tym kim była wcześniej i jak podle potraktowała ciebie oraz twojego najlepszego przyjaciela. Każdy z ludzi popełnia błędy. Jedni tego czynią więcej, inni mniej, lecz postępuje się tak, aby w końcu dotrzeć na odpowiedni tor, odnaleźć własną ścieżkę życiową. Ty byłeś przekonany, że tobie i Lenie pisana jest wspólna droga. Trzasnąłeś drzwiami samochodu od strony kierowcy i gdy miałeś już opaść na fotel dziennikarka uprzedziła cię w tym, oświadczając, że nie będziesz prowadził w takim stanie emocjonalnym. Przewróciłeś jedynie oczami i posłusznie zająłeś miejsce pasażera, zapinając pas bezpieczeństwa. Zmarszczyłeś zdezorientowany brwi, kiedy twoja partnerka nieoczekiwanie nie obrała kursu na autostradę, lecz na centrum miasta. Utkwiłeś w niej pytające spojrzenie, ale ona jedynie uśmiechnęła się promiennie i wzruszyła ramionami. Po chwili spoczywałeś w jednej z krakowskich restauracji, do której to zabrała cię Zawadzka w ramach poprawienia humoru. Miałeś wrażenie, że ta sytuacja w ogóle jej nie dotknęła. Wciąż emanowała szczęściem jak po opuszczeniu budynku pracy, choć otrzymała bolesne słowa od twojej matki.
- Brałaś coś czy jak? - mruknąłeś, przyglądając się jej badawczo.
- Jedyne co ćpam to twoją miłość, Forni. - roześmiała się. - To co zamawiamy?
- Niezręcznie się czuję, kiedy masz za mnie płacić. - wyznałeś, obserwując jak kręci z niedowierzaniem głową. - No co?
Wyrzuciła ramionami w górę i przywołała do waszego stolika kelnera, recytując mu zamówienie. Byłeś przekonany, że przed tobą nie siedzi człowiek, kobieta, lecz anioł. Upewniłeś się w tym, gdy przystanęła za twoimi plecami i subtelnymi ruchami rozmasowała ci kark, aby sprowadzić na ciebie chwilę odprężenia. Nachyliła się nad tobą i musnęła ustami twój policzek, sprawiając, że mimowolnie na twoją twarz wpłynął uśmiech. Zajrzałeś w jej błyszczące oczy i byłeś pewien dla niej podziwu. Jak można było być tak radosnym po tak nieprzyjemnej sytuacji?
- To ja powinienem postawić ci obiad w ramach rekompensaty za moją matkę. - rzuciłeś, spoglądając na nią skupioną na pochłanianiu posiłku.
- To nie twoja wina, Tomek. - machnęła dłonią. - Swoją drogą ciekawe jakby zareagowała, gdyby się dowiedziała, że wybrałam ciebie zamiast Kuby.
- Wolę nie wiedzieć. - roześmiałeś się.


***


Nucę pod nosem melodię mojej ulubionej piosenki, która rozbrzmiewając po hotelowym pokoju sprawia, że momentalnie się rozluźniam. Spoglądam w ciemność, która rozpościera się zza panoramicznym oknem i jest przecież obrazem uśpionych środkiem tygodnia Katowic. Sam nie umiem stwierdzić, w którą stronę biegną moje myśli - kolejne zagrania, kolejne wyjazdowe meczu, kolejne numery lotów na jej biletach kursujących do stolicy słonecznej Italii. Czuję jak drobne dłonie zaciskają się na mojej jasnej koszulce, jak ktoś usilnie próbuje zdobyć moją uwagę, ale odpuszcza zanim jeszcze zdążę się odwrócić. Łapię pewny siebie wzrok Jagody, która jak gdyby nigdy nic puszcza mi oczko chwytając w smukłe dłonie kieliszek czerwonego wina. Śledzę wzrokiem jej długie nogi, zatrzymuję wzrok na wstążce zawiązanej na satynowym poranniku, nie mogę oprzeć się jej smukłej szyi, którą odchyla kusząc mnie jeszcze bardziej. Popija wino patrząc mi głęboko w oczy, a może nawet i w duszę, a ja czuję, że mógłbym dla niej oszaleć, że ponownie zatrułem się chemią, którą jest między nami od samego początku. Podchodzę bliżej czując mocny zapach jej perfum, którym zaciągam się mocno przyciągając ją do siebie. Zaciskam dłonie na jej biodrach czując jak drży pod moim dotykiem, czuję jej przyśpieszony oddech na mojej klatce piersiowej, gdy chwytam wstążeczkę między palce powoli ją rozwiązując. Uśmiecham się do niej cwanie, gdy zagryza wargę łapiąc moje rozmarzone spojrzenie, ale ja błądzę po raz kolejny tego wieczoru po jej rozgrzanym ciele badając niecierpliwymi dłońmi każdy jego centymetr, zahaczając o każdą wypukłość delektując się szybkim biciem jej serca. Nawet nie wiem kiedy lądujemy na kanapie, nie wiem kiedy to ona pozbawia mnie koszulki, aby składać pocałunki na moim torsie. Nie mogę nadziwić się temu, że oboje doskonale wiemy co drugiej osobie sprawia przyjemność, dogadujemy się bez słów jakbyśmy byli jednością. Staram się powstrzymać jęk zadowolenia, gdy wycałowuje drogę od moich spragnionych jej smaku ust do tego miejsca za uchem, które ona zna doskonale, bo przecież to ona je odkryła którejś bezgwiezdnej nocy tamtego upalnego lata, gdy wszystko było jeszcze takie proste. Mimo tego, że jest cudownie znowu odpływam myślami gdzieś daleko, sam nie wiem dlaczego i dopiero intensywny wzrok brunetki sprawia, że przytomnieję.
- Kuba - przewraca oczami widząc, że siedziałem z nią na tej kanapie tylko fizycznie - Telefon. - potrzebuję chwili, żeby przetworzyć jej słowa, jednak słysząc charakterystyczny dźwięk nadchodzącego połączenia rzucam jej tylko przepraszające spojrzenie muskając szybko wargi w drodze do leżącego na stoliku przed nami urządzenia.
- Już się stęskniłeś Fornal? - rozpoczynam rozmowę wywołując śmiech mojego rozmówcy. Rzucam kątem oka na Jagodę, która siedzi w rogu bawiąc się włosami, jakby znudzona całą tą sytuacją, że ktoś nam przerwał. Wyciągam rękę w jej stronę, jednak ona prycha pod nosem nie zmieniając swojej pozycji. Staram się ją jakoś udobruchać jednocześnie słuchając opowiadań przyjaciela i reagując na nie odpowiednio - tak jak Tomek przewidywał, że zareaguję, bo znaliśmy się zbyt dobrze, że tego nie wiedzieć. Cieszę się, że mimo wszystko nadal mamy kontakt, ale było coś, a właściwie ktoś kto nie dawał mi spokoju. Mały Aleksander, który stał się oczkiem w głowie przyjmującego - mój niedoszły syn - czułem się źle z tym, że za każdym razem, gdy brunet proponował mi zapoznanie z chłopcem szukałem wymówki, ale po prostu nie czułem się gotowy, nie potrafiłeś patrzeć na ich szczęście. Potrzebowałem mieć coś swojego w życiu, czegoś co zapełniłoby pustkę po tym jak prawie zostałem tatą, zapełniłoby miejsce, które na samym początku przeznaczyłem właśnie dla Aleksa. Jednak ostatnio na to spotkanie nie namawiał mnie Tomek, a właśnie Lena - pamiętam swoje zdziwienie, gdy na wyświetlaczu telefonu zobaczyłem jej imię, ale po tym co mi powiedziała używając szczęścia swojego partnera jako karty przetargowej musiałem się poddać i zgodzić na spotkanie z Fornalami. - Jasne, że pamiętam o jutrze, Tomek. - nie pamiętałem, żyłem trochę jak w innej czasoprzestrzeni, a spotkanie zapoznawcze zaznaczone w kuchennym kalendarzu czerwonym flamastrem zupełnie wyleciało mi z głowy. Pamięć miałem dobrą, ale niestety krótką. - Stary, serio muszę kończyć, bo jestem trochę zajęty. Do jutra! - nie czekam na ostatnie słowo przyjaciela, bo wiem, że tak szybko by się nie rozłączył zadając wszystkie pytania, które przyszły mu do głowy. Ledwie odkładam telefon obok siebie, a na moich kolanach ponownie pojawia się moja nagroda za dzisiejszy mecz w postaci Jagody okrytej tylko materiałem jej koronkowej bielizny. Bardzo szybko odnajduje moje usta nie bawiąc się w delikatne muśnięcia - ten pocałunek jest inny niż wcześniej - jest w nim więcej dominacji, jakbyśmy walczyli o uwagę drugiej strony, pełen namiętności i szczerze dziwiłem się, że nie widzisz przelatujących między wami iskier, gdy jęknęła prosto w twoje usta. Czuję, że to jest jedna z tych chwil, gdzie nie są potrzebne słowa, bo czyny dokładnie pokazują co jest między nami, jednak znowu rozlega się ten charakterystyczny dźwięk rujnując całe napięcie chwili, tym razem jednak brunetka chwyta dzwoniący telefon w swoje ręce, a ja przez chwilę zastanawiam się czy odbierze czy wyrzuci go gdzieś za siebie.
- Kuba nie może teraz rozmawiać, więc jeśli to coś pilnego to napisz wiadomość - wyrzuca z siebie ironicznie i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź rozłącza się. Pierwszy raz widzę ją taką - pewną siebie, dominującą i nie mogę zaprzeczyć, że podobało mi się to, podobała mi się ona pragnąca utrzymać na sobie moją uwagę, drażniąca się ze mną, aby spotęgować późniejsze doznania. Przesuwam swoje dłonie z talii na jej biodra, a ona jedynie uśmiecha się pod nosem. Wie, że byłem ciekawy co nią kieruje, co jeszcze jest w stanie zrobić, żebyśmy po raz kolejny skończyli w łóżku. Jej pocałunki z każdą chwilą są coraz bardziej zachłanne, jakby całowanie mojego ciała mogło ją uratować i wiem, że doskonale widzi jak każda komórka mojego ciała, każdy nerw błaga wręcz o jej uwagę; gdy zaszczyca swoją uwagą okolice szczęki czuję, że jestem w stanie spełnić każde jej życzenie byleby skończyła te tortury, jednak ona widząc jak bardzo jestem zniecierpliwiony szepcze tylko do mojego ucha:
- Musiałam się przez chwilę tobą dzielić - przechodzi mnie dreszcz podniecenia co nie uchodzi jej uwadze, więc porusza się niespokojnie na moich kolanach - Ale w tym problem, że jestem jedynaczką i nienawidzę się dzielić. 


***
r: męczyłam się z tym rozdziałem, bo widziałam jak ma wyglądać, ale nie potrafiłam oddać właściwych emocji - powiedzmy, że się udało - jakie typy co będzie dalej?

f:  Mi Tomek pisał się lekką ręką w pracy podczas małego ruchu także chyba wyszło okay, choć tak okay to u nich nie jest ostatnio przez wiadomo kogo :D A czy teściowa pogodzi się z dziewczyną syna się okaże ;)