Czuję
ile waży orzełek na mojej piersi, presję, o której mówili
wszyscy dookoła, chociaż przecież jeszcze miesiąc temu prezesi
studzili nadzieje kibiców, że naszym celem jest najlepsza szóstka;
na wspomnienie tych bredni prycham pod nosem, bo wszyscy będący
wewnątrz tej hermetycznej, rządzącej się prawem prawie boskim, bo
ustalonym przez trenera Heynena, że do Bułgarii nie przyjechaliśmy
jako biedniejszy kuzyn wielkich potęg, przyjechaliśmy po to, co nam
się należało, po złoto. Wydaje mi się, że w moich żyłach
płynie już jedynie adrenalina i ciągle jest jej za mało, bo każdy
oddany bez walki punkt Brazylii, nawet w tak korzystnej dla nas
sytuacji, boli podwójnie. Patrzę na obracającego w dłoniach piłkę
Bruna, wszystko dzieje się tak szybko, kątem oka widzę
wyskakującego do ataku Bartka i słyszę przeraźliwy krzyk
przecinający turyńską halę - krzyk rozpaczy pomieszany z krzykiem
radości, upragnionej wygranej, która smakuje jak nigdy wcześniej,
chociaż przecież ten medal tylko dołączy do pozostałych. Sam nie
wiem kiedy rzucam się w ramiona atakującego, ktoś klepie mnie po
plecach, ktoś płacze; widzę Michała Kubiaka i Fabiana Drzyzgę,
który wymachują stojąc na sędziowskim słupku ciesząc się
podwójnym mistrzostwem, a mi mimowolnie przelatuje w głowie myśl,
że może o takie trofeum walczyli razem po raz ostatni, jednak
odrzucam ją szybko, bo teraz liczy się coś innego. Liczy się to,
że obroniliśmy Mistrzostwo Świata, że po raz kolejny z grupy
totalnie różnych ludzi udało się stworzyć kolektyw, który jest
jedyny w swoim rodzaju. Mam wrażenie, że trwam w wyjątkowo pięknym
śnie, gdy tuż za Olkiem wbiegam na te schody, a już kilka chwil
później na mojej szyi, tuż
obok orzełka,
pojawia się medal z najbardziej wartościowego kruszywa, który
smakuje hektolitrami potu, tysiącami leków przeciwbólowych i
milionami wyrzeczeń, ale to też nie jest w tym momencie ważne -
czuję dumę, że mogę być częścią tej drużyna, która pisze
historię. Któryś z dziennikarzy macha do mnie przyjaźnie ręką i
widzę, że on też ma w oczach łzy, ale to są łzy szczęścia i
po cichu życzę sobie, żeby tylko takie pojawiały się w kolejnych
latach. Kolejni ludzi mi gratulują, przytulają, ściskają dłoń i
to wszystko jest tak idealne, nie potrafię w to uwierzyć, a co
dopiero, gdy w rogu hali dostrzegam osobę, przez którą to wszystko
wydaje się jeszcze bardziej odrealnione.
–
Co jest kurde – mruczę sam do siebie, ale gdy zaniepokojony moją
miną Kwolek łapie mój wzrok kiwam tylko zbywająco ręką.
Przestają się liczyć kibice, którzy zdzierali gardło, koledzy w
euforii również stają się jakby odgrodzeni, gdy zmierzam do
opartej nonszalancko o barierki brunetki. Widząc mój
zdezorientowany, a jednocześnie zamroczony radością wzrok tylko
uśmiecha się niewinnie przestępując z nogi na nogę.
–
Mnie się tutaj nie spodziewałeś, co? – mówi pewnie jakby
czytała ze mnie jak z otwartej księgi przechylając przy tym
zaczepnie głowę, a ja łapię się na tym, że przez zbyt długą
chwilę analizuję materiał sukienki opinający się na jej
biodrach. – Nie mogłam przepuścić takiej okazji, bo to przecież
dla ciebie ważne.
Nie
mogę zrozumieć po co się tutaj pojawiła, na tej hali, przecież
my nie mieliśmy znów piętnastu lat, to nie była olsztyńska hala,
to były jak na ironię losu cholerne Włochy, przez które wszystko
się skończyło. Mam ochotę zaśmiać jej się w twarz, ale nie
potrafię, bo widząc iskierki niepewności w jej zielonych oczach
czuję to samo co wtedy, gdy jeszcze byłem z Leną, na tej cholernej
działce, gdzie wszystko się zaczęło.
–
Jagoda – staram się zabrzmieć neutralnie, ale czuję jak struny
głosowe odmawiają mi współpracy, gdy po raz pierwszy od dawna
wypowiadam jej imię, które jeszcze kilka lat temu brzmiało jak
największy afrodyzjak. – W co ty do cholery pogrywasz?
Widzę
jej zmieszanie, gdy bawi się zamkiem skórzanej kurtki, widzę jak
przełyka ślinę nie chcą spojrzeć w moje oczy, które tak
intensywnie się w nią wpatrują. Nie potrzebuję dodatkowego
rollercoastera po wydarzeniach sprzed kilku miesięcy, a
rozgrzebywanie dawnych emocji, szczególnie przez osobę, która je
we mnie obudziła jest strasznie niebezpieczne i mam wrażenie, że
oboje doskonale o tym wiemy.
–
Może chciałam ci po prostu pogratulować – mówi w końcu tak
cicho, że jej głos prawie niknie w kakofonii dźwięków
wypełniających halę, która nadal świętuje. Kręcę głową
jeszcze bardziej zdezorientowany czując jak twój własny anioł
stróż śmieje mi się prosto w twarz.
–
Miałaś szansę w Płowdiw, miałaś szansę w Brnie – nie jestem
w stanie opanować nuty rozżalenie, które zalewa wypowiadane przeze
mnie zdania, ale czy jest coś w złego w mówieniu prawdy? –
Dlaczego akurat tutaj? Dlaczego akurat w tym pieprzonym Turynie?! –
wszystkie pozytywne emocje związane ze zdobyciem mistrzostwa świata
nikną w momencie, gdy ona wzrusza ramionami.
Nie
mogę dłużej na nią patrzeć, nie w momencie, gdy dochodzi do mnie
myśl, że przecież gdybyśmy tylko się postarali moglibyśmy znowu
istnieć. Widzę to samo w jej oczach, chociaż ukryte pod pokrytą
żartu i zwykłej uszczypliwości. I to właśnie ta szalona myśl,
ten idylliczna idea pomieszana z tym całym bólem, który sobie
wzajemnie zgotowaliśmy przez własny egoizm sprawia, że gdy ona
czeka na mnie niedaleko autokaru daję jej tę ostatnią szansę.
Właśnie to szaleństwo mieniące się w jej oczach sprawia, że
kilka godzin później przyciskam jej ciało do drzwi jej hotelowego
pokoju składając na odsłoniętej szyi drobne pocałunki. Walczymy
ze sobą o dominację, na śmierć i życie jakbyśmy chcieli ustalić
kto jest ofiarą tego całego zajścia, kto z nas ucierpi bardziej.
Jednak, gdy zdyszany opadam na poduszkę nadal słysząc jak
wykrzykuje moje imię, wiem, że to nie miało na celu spojenie nas
ponownie, to wszystko miało na celu pokazanie, że jesteśmy tylko
ludźmi, upadamy szukając osoby, która nas podniesie i poddajemy
się rządzą karmionym ostatkami miłości nadal marnie licząc na
szczęśliwe zakończenie jakie widujemy w bajkach od dzieciństwa.
Z nikłym uśmiechem na ustach spoglądałeś w kierunku blondynki, której włosy były znacznie dłuższe niż zazwyczaj. Co nie oznaczało, że ci się taka nie podobała. Była jeszcze bardziej dojrzalsza z zewnątrz nich dotychczas, ale właśnie to cię w niej Tomaszu najbardziej pociągało. Przy niej czułeś się jak dzieciak, wszystko wokół było takie błogie, ale potrafiła cię szybko i dobitnie sprowadzić na ziemię. Może dlatego trwałeś przy niej tak długo jak przy żadnej innej? Może ta mieszanka totalnie różnych charakterów od siebie sprawiała, że tak świetnie się dogadywaliście? Byliście jak woda i ogień, ale potrafiliście razem funkcjonować, nie wywołując pożaru ani powodzi. Twoje siwo błękitne tęczówki sunęły po jej drobnym ciele odzianym w treningową koszulkę z dawnego klubu, kiedy skupiona przesiadując na kuchennym blacie wpatrywała się w wyświetlacz białego laptopa i wystukiwała coś na jego klawiaturze. Zakląłeś siarczyście pod nosem, gdy do twoich nozdrzy dotarł zapach spalenizny. Lena zadarła spojrzenie z nad komputera i zerknęła przelotnie na przyrządzaną przez ciebie jajecznicę, chichocząc uroczo pod nosem. Zgromiłeś ją wzrokiem, a ta jedynie cmoknęła w powietrzu rozbawiona i powróciła do swojego zajęcia. Ty tymczasem nałożyłeś śniadanie na talerze i nabierając niewielką część posiłku wsunąłeś go jej do ust, prezentując jej swoje śnieżnobiałe uzębienie.
–
Nie przejmuj się tym już tak – mruknąłeś, gładząc dłonią
jej policzek. – Na pewno coś znajdziesz.
–
Już znalazłam, Tomi – odparła, odbierając od ciebie naczynie z
jajecznicą. – Troszkę spalona, ale potrafię ci to przewinienie
przebaczyć, będąc świadoma, że cię rozkojarzyłam sobą.
–
Nie prawda. To myśl o siłowni tak na mnie zadziałała. –
prychnąłeś.
–
Czy aby na pewno? – mruknęła, przegryzając płat dolnej wargi i
spoglądając na ciebie z pod wachlarza ciemnych rzęs.
Odstawiłeś
podtrzymywane przez nią naczynie na bok i wspierając się dłońmi
o szafkę, przywarłeś wargami do jej ust. Byłeś bezbronny, kiedy
zachowywała się w ten sposób. Od początku waszej znajomości
uwielbiała cię prowokować i po mimo sporej ilości czasu jaka
upłynęła od rozpoczęcia waszego legalnego związku nadal to
czyniła. Ująłeś jej biodra w swoje smukłe dłonie i poderwałeś
ją z powierzchni blatu, kątem oka obserwując jak oplata swoje nogi
wokół twojego palca, krzyżując łydki za twoimi plecami. Wplotła
palce w twoje gęste włosy i pogłębiła pocałunek, gdy mruknąłeś
przeciągle na pieszczotę.
–
Chyba nie zamierzasz sprowadzić rodzeństwa dla Aleksa? – uniosła
pytająco brew, lustrując wnikliwie twoją twarz.
–
A właściwie to czemu nie? – wzruszyłeś ramionami.
–
Tomasz, opamiętaj się. – zbeształa cię, stawiając stopy na
podłodze.
–
Najpierw kusisz, a później opamiętaj się – przewróciłeś
oczami. – Typowa kobieta. –fuknąłeś pod nosem.
–
Też cię kocham. – wytarmosiła cię za policzek i skradła z
twoich ust przelotny pocałunek.
–
Co z tą pracą? – spytałeś zaintrygowany.
Blondynka
przymknęła laptopa i z parującym kubkiem zasiadła na kanapie w
salonie, poklepując wolne obok siebie miejsce. Naprawdę mało
posiadaliście poranków, które mogliście poświęcić w pełni
sobie. Odkąd zdecydowałeś się jej towarzyszyć we wspólnym
wychowaniu Aleksandra to on skradał całą waszą uwagę od
porannych godzin. Tym razem widocznie zdecydował się znacznie
dłużej poprzebywać w krainie Morfeusza, co niezmiernie ci
odpowiadało, bowiem w pełni mogłeś się nacieszyć swoją
dziewczyną. Wsparła głowę o twoje ramie i wypuszczała słowa ze
swoich słodkich ust z prędkością karabinu maszynowego, dzieląc
się z tobą obawami dotyczącymi nowego stanowiska jakie miała
objęć oraz informacjami jakich jej udzielono podczas rozmowy
kwalifikacyjnej. Wciąż wyrzucałeś sobie, że nie mogłeś jej
wtedy wspierać ani tym bardziej odstawić na miejsce gdzie się
odbywała, gdyż wówczas przebywałeś z drużyną na spotkaniu
wyjazdowym w Bydgoszczy. Upiłeś niewielki łyk ciemnego napoju,
który wypełniał jej ulubiony kubek otrzymany od ciebie na
dwudzieste siódme urodziny i przechyliłeś głowę, aby się jej
lepiej przyjrzeć. Byłeś jej ogromnie wdzięczny, że podczas
większej części roku mogłeś podziwiać jej twarz niepokrytą ani
gramem makijażu oraz sycić oczy, kiedy paradowała po twoim
mieszkaniu jedynie w bieliźnie czy podkradzionej ci koszulce bądź
dresie. Wiedziałeś, że wiele kosztowała ją przeprowadzka ze
stolicy do Jastrzębia, ale czułeś, że potrzebowała zmian.
Musiała oczyścić umysł z przeszłości, abyście obecnie mogli
być w pełni szczęśliwi. Tak bardzo dałeś się pochłonąć
refleksjom, że nie zauważyłeś, kiedy mały blondyn spoczywał na
kolanach Leny i podporządkowywał się jej podczas spożywania
śniadania. Zmierzyłeś dłonią jego gęste po tobie włosy i
musnąłeś przelotnie jego czoło w ramach powitania.
–
Cieszę się, że to ty zostałeś ojcem. – wymruczała Zawadzka,
patrząc ci głęboko w oczy.
***
ret: no dzień dobry, szczerze to nie byłam przekonana do drugiej części, bo poczujcie to "JA JUŻ NIE PISZĘ", ale od dłuższego czasu Kuba w mojej głowie się dopominał o uwagę, a zbieg okoliczności sprawił, że krótko po tym Kaśka napisała do mnie co z tym bałaganem robimy (uprzedzając fakty to bałagan w życiu Kuby jest spory, ale zawsze można zrobić większy).
Fornalove: Hello Kochane ^^ Już kilka razy zdarzyło mi się wrócić do pierwszej części i czytać ją ponownie, bo jakoś nie potrafiłam z chłopakami totalnie skończyć i oto dzięki temu oraz zgodzie Ret po 2 latach od początku 1 części zaspokoimy Waszą ciekawość odnośnie dalszego życia chłopaków ;3 Bardzo się cieszę, że znowu przypada mi zaszczyt pisania z Tą Panią oraz tego, że znowu powracam do jednej z lepszych historii jakie tworzyłam! Naprawdę mam do niej pewien sentyment, sama nie wiem dlaczego ;) Także do zobaczenia za jakiś miesiąc ;*
Fornalove: Hello Kochane ^^ Już kilka razy zdarzyło mi się wrócić do pierwszej części i czytać ją ponownie, bo jakoś nie potrafiłam z chłopakami totalnie skończyć i oto dzięki temu oraz zgodzie Ret po 2 latach od początku 1 części zaspokoimy Waszą ciekawość odnośnie dalszego życia chłopaków ;3 Bardzo się cieszę, że znowu przypada mi zaszczyt pisania z Tą Panią oraz tego, że znowu powracam do jednej z lepszych historii jakie tworzyłam! Naprawdę mam do niej pewien sentyment, sama nie wiem dlaczego ;) Także do zobaczenia za jakiś miesiąc ;*